niedziela, 8 maja 2016

Prolog

Alaska, 30 marca 2010

Było zimno. Bardzo zimno. Haveline siedziała przy drewnianym stole  w niedużej kuchni i z kubkiem gorącej herbaty, wpatrywała się w ciemność za oknem. Odkąd dwa lata wcześniej przeprowadzili się razem z Nicolasem na to zupełne pustkowie, starała się przywyknąć do zamieci śnieżnych, wyjątkowo niskich temperatur i krótkiego dnia. Niestety jeszcze jej się to nie udało.

–  Zasnęła.

Kobieta podniosła wzrok i spojrzała na swojego męża, beztrosko opierającego się o ramę drzwi.

–  Ile jeszcze będziemy musieli się ukrywać? – wyszeptała. Nico uśmiechnął się smutno, podszedł do ukochanej żony i delikatnie pocałował ją w czoło.

–  Już niedługo, obiecuję. – Delikatnie objął ją od tyłu. Siedzieli przez chwilę w ciszy, delektując się własną obecnością.

W pewnym momencie usłyszeli krótki, głuchy trzask. A potem następny. Poderwali się z krzeseł, a Nico od razu rzucił się do kuchennej szafki gdzie trzymał broń. Jednak nie zdążył nawet oglądnąć się za siebie gdy przez kuchnię z głuchym świstem przeleciał niewielki pocisk, trafiając go w głowę. Mężczyzna upadł na ziemię z szeroko otwartymi, a wokół niego zaczęła się tworzyć kałuża krwi.

–  Nie – wychrypiała Hav, przyklękając przy mężu. – Nie, nie, nie!

Powietrze przeciął drugi pocisk. Kobieta była martwa.

Chwilę później do pomieszczenia wszedł wysoki człowiek w czarnym płaszczu ciemnych okularach. Rozglądnął się dokładnie, szturchnął butem ciało Nicolasa, sprawdzając czy na pewno jest on martwy, a następnie sięgnął do przypiętej do ucha słuchawki.

–  Zadanie wykonane, szefie – powiedział, uśmiechając się triumfująco.
–  Na pewno? – Usłyszał zachrypnięty głos starszego mężczyzny. – Pamiętaj, że masz zabić każdego kto będzie w domu. Zemsta musi być kompletna

–  Oczywiście szefie.

W tym momencie do jego uszu dotarło cichy, prawie niesłyszalny płacz. Powoli, cały czas trzymając palec na spuście, przeszedł do drugiego pokoju. Jakie było jego zdziwienie kiedy w małym łóżeczku przy oknie, zobaczył najwyżej półtoraroczną dziewczynkę w różowych śpioszkach. Na jego widok mała otworzyła szeroko oczy, przestając płakać.

–  Co się tam dzieje, Gregor? – W słuchawce rozległ się ponaglający głos szefa.

–  To tylko pies, zaraz się nim zajmę – skłamał odruchowo.

–  Przeszukaj dokładnie dom. Tylko się pospiesz. Bez odbioru.

–  Bez odbioru. – Gregor rozłączył się i wyjął z ucha słuchawkę. Następnie jeszcze raz pochylił się nad łóżeczkiem i spojrzał w duże, niebieskie oczy dziecka.

–  I co ja mam z tobą zrobić, mała? – zapytała samego siebie. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego szeroko i wyciągnęła drobną rączkę, próbując chwycić medalion w kształcie podwójnego trójkąta, który zawsze miał ze sobą. – Powinienem cię zabić – wyszeptał. – Ale przecież tego nie zrobię. Może i jestem zabójcą, może i pracuję dla mafii, ale do cholery, też mam dzieci!

Wiedział już co ma zrobić. Szybko zabrał się do przeszukiwania stojących w pokoju szafek. Znalazł akt urodzenia dziewczynki, z którego dowiedział się, że ma na imię Amelia, a także jej książeczkę zdrowia. Zgarnął do torby parę przedmiotów potrzebnych przy opiece nad małym dzieckiem, po czym zaczął ubierać małą.

W czasie tych krótkich chwil zdał sobie sprawę, ze nie ma pojęcia gdzie mógłby zostawić dziecko, tak by nie dopadł jej jego szef. W głowie przeszukiwał listę znanych sobie miejsc. W końcu znalazł miasto w środkowej Europie, które było na tyle mało znane, że na pewno nikt nie szukałby w nim córki agentów Interpolu.

Wychodząc z domu, z Amelią na rękach, jeszcze raz zajrzał do kuchni. Zauważył, że na zakrwawionej szyi Haveline, delikatnie pobłyskuje jakiś łańcuszek. Uklęknął, delikatnie odpiął medalik w kształcie serduszka po czym schował go do kieszeni.

–  Będziesz miała na pamiątkę – szepnął do dziewczynki. – A teraz chodź – musimy jak najszybciej dotrzeć do Lubina.

***

Wieluń, 31 marca 2010

Telefon Stephana Antigi rozdzwonił się o godzinie trzeciej w nocy. Zaspany siatkarz wymacał na szafce obok łózka, komórkę i niechętnie odebrał połączenie.

–  Halo… Tak, to ja. Kto mówi?... – Słysząc odpowiedź usiadł gwałtownie. – Proszę mówić… Ale jak?! – prawie krzyknął, budząc w ten sposób śpiącego na łóżku obok Miguela. – A dziecko?... Tak, powinno być jeszcze dziecko, mała dziewczynka!... Jak to nie znaleźliście?!...Tak, oczywiście, już się uspokajam… Postaram się być…  Dziękuję za informacje. – Rozłączył się. Pochylił się i schował twarz w dłoniach. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.

–  Co się stało? – zapytał cicho Miguel, widząc w jakim stanie jest jego przyjaciel.  Stephane spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Nie próbował powstrzymywać łez.

–  Moja siostra – wyszeptał. – Haveline… Ona nie żyje.

***

Lubin, 31 marca 2010

Kluczył ulicami miasta, starając się być niezauważonym. Mała Amelka, którą trzymał mocno, spała smacznie, jakby w ogóle nie zdając sobie sprawy, że coś jest nie tak. Na szyi miała medalik matki, a na nadgarstku zrobioną przez Gregora opaskę z imieniem i datą urodzenia. Na wszelki wypadek postanowił nie podawać nazwiska dziewczynki – szef miał wtyki wszędzie, a nazwisko Nicolasa nie było zbyt popularne.  

Stanął w końcu przed drzwiami domu dziecka. Położył delikatnie dziewczynkę na schodkach i rozglądnął się wokół, sprawdzając czy nikt go przypadkiem nie widzi. Następnie jeszcze raz spojrzał na małą.

–  Może się jeszcze kiedyś spotkamy – wyszeptał, głaszcząc ją po krótkich, jasnych włosach. – Powodzenia. – Pocałował Amelkę w czoło, nacisnął dzwonek, a następnie osunął się w cień.


Przedstawiam wam prolog historii, która chodziła po mnie już od jakiegoś czasu. Jest ona zupełnie inna od pierwszej, którą pisałam i powiem szczerze, że nie mam pojęcia jak wyjdzie mi jej pisanie. Rozdziały na razie będą się pojawiać nieregularnie, zależy jak będę wyrabiać z drugim blogiem

Mam nadzieję, że na razie was zaciekawiła i zostaniecie tu na dłużej. Zapraszam także do komentowania, bo każdy komentarz to ogromna motywacja.

Pozdrawiam

Violin

8 komentarzy:

  1. Stefan <3 Oczywiście zostaję i będę śledzić losy małej Amelii, jej wujka i rodziny Możdżonków:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę zaglądać

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Wow! W życiu, ale to w życiu nie czytałam czegoś tak wspaniałego!
    Czekam na 1 z niecierpliwością i tylko jak coś się tu pojawj to błagam informuj mnie :)
    Buziak ogromny dla ciebie♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam trochę dziwne pytanie. Czy siostra Stefana naprawdę nie żyje? Czy to tylko część fabuły do opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca wiem co rozumiesz przez pojęcie "naprawdę". Jeśli chodzi o realne, rzeczywiste życie, to nie mam pojęcia czy Stefan w ogóle ma rodzeństwo. Niestety znalezienie takich informacji przekracza moje możliwości więc Hav po protu sobie wymyśliłam.
      A w opowiadaniu naprawdę ją uśmierciłam. I nie mam zamiaru jej wskrzeszać.

      Usuń
    2. Tak, chodziło mi o realne życie.

      Usuń
  5. Zaczyna się ciekawie :) jak i poprzedni blog ;) będę zaglądać. Cieszę się, że jest tutaj Stefan *-*
    Powodzenia ;**

    OdpowiedzUsuń