piątek, 13 maja 2016

Rozdział 1

Lubin, 19 marca 2016

– Wróciłem!

Marcin zdjął zabłocone buty, odłożył treningową torbę i raźnym krokiem wszedł do kuchni, gdzie przy niedużym stole siedziała Hania przeglądając coś na laptopie.

– Przyszły wyniki badań? – zapytał, siadając na przeciwko żony. Ta nie odpowiedziała, nie podniosła wzroku. Jedynym dowodem na to, że w ogóle usłyszała pytanie, była pojedyncza łza, spływająca po policzku.

– Hania? – Siatkarz momentalnie znalazł się przy ukochanej. Przytulił ją mocno i zaczął, uspokajająco gładzić po włosach.

– Jest źle… – zaszlochała. – Marcin… my… my nigdy…

Jeszcze mocniej objął ją swoimi ramionami. Dopiero teraz zauważył co oglądała jego żona – była to strona główna lubińskiego domu dziecka.  Zszokowany, puścił ukochaną i spojrzał jej głęboko w oczy. Zobaczył w nich smutek, zawód i desperacje. Desperacje by w końcu założyć rodzinę.

– Jeżeli chcesz – zaczął niepewnie – to pójdziemy tam nawet jutro.

Hania popatrzyła na niego z niedowierzaniem po czym uśmiechnęła się delikatnie, wtulając się w jego tors.

– Dziękuję – wyszeptała.

***

Lubin, 20 marca 2016

Korytarz przed sekretariatem w lubińskim domu dziecka, był wąski i cały obklejony różnorakimi plakatami lub kolorowymi rysunkami wychowanków. Łączył on główny salon z niedużą czytelnią, więc korzystało z niego nie wiele dzieci, głównie tych starszych.

Hania i Marcin nie lubili się spóźniać, więc jak zwykle byli pół godzin przed czasem. Zdenerwowani nadchodzącą rozmową, próbowali zając czymś myśli. Kobieta siedziała na jednym z wielu niewygodnych krzeseł i rozwiązywała krzyżówki, za to Marcin chodził tę w z powrotem, analizując każdy rysunek i każdy plakat dotyczący bycia rodzicem zastępczym.

Akurat przystanął przy wyjątkowo ciekawym rysunku przedstawiającym fioletowego psa, gdy poczuł jak ktoś na niego wpada. Ze zdziwienie spojrzał w dół i zobaczył małą, blondwłosą dziewczynkę, która siedziała na ziemi i masowała obolała głowę.

– Nic ci się nie stało? – zapytał, jedną ręką pomagają jej wstać, a drugą podnosząc książkę, którą musiała upuścić.

– Nie… chyba nie. – Blondyneczka wygładziła dżinsową sukienkę. – Przepraszam, nie zauważyłam pana.

– Naprawdę? – Marcin ironicznie podniósł jedną brew. – Mnie dość trudno nie zauważyć.

– Czytałam. – Wzruszyła ramionami. Siatkarz zerknął na tytuł, a poziom jego zdziwienia jeszcze bardziej wzrósł.

– „Pan Samochodzik i Wyspa Złoczyńców” – przeczytał.

– Fajne… Ale Templariusze byli lepsi.

– Zgadzam się – do rozmowy wtrąciła się Hania.

Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko po czym usiadła na krześle obok.

– Amelka.  – Wyciągnęła rączkę.

– Hania. – Kobieta uścisnęła małą dłoń. – A ten wielkolud to mój mąż, Marcin.

Amelia przytaknęła wesoło, a następnie spojrzała na rozwiązywaną przez Hanie krzyżówkę.

– Iperyt – powiedziała po jakiś dwóch sekundach.

– Proszę?

– Trujący środek bojowy na sześć liter – Iperyt. – wyjaśniła Amelka, znowu wzruszając ramionami. Jednocześnie sięgnęła bo gazetkę, która wystawała z torebki kobiety. – „Łowiec Polski”. To pana?

Marcin pokiwał głową, zastanawiając się kim jest ta osóbka, z którą rozmawia, dlaczego kogoś mu przypomina i dlaczego wydaje mu się… inna.

– Ile masz lat? – zapytał w końcu.

– Siedem z hakiem – odpowiedziała, przeglądając magazyn. – Jest pan siatkarzem?

– Skąd ten wniosek?

 – Jest pan wysoki, wysportowany, ma pan na palcach ślady po ty specjalnych plastrach, a same palce noszą ślady po wielu wybiciach.

– Lubisz siatkówkę?

Nie mam zdania. – Amelka znów wzruszyła ramionami. – Widziałam dwa mecze reprezentacji i to tyle. Mogę to pożyczyć?

– Ale co? – Marcin totalnie zgłupiał. Prędkość z jaką mała zmieniała tematy, była wręcz przerażająca.

– No… pana magazyn. Oddam jak przyjdą państwo następnym razem, obiecuję.

– Tak, oczy…

W tym momencie drzwi do biura otworzyły się szeroko i stanęła w nich postawna, rudowłosa kobieta w wyciągniętym swetrze i powłóczystej spódnicy. Na jej widok Amelka poderwała się gwałtownie, zgarniając swoją książkę i magazyn.

– Do widzenia, państwu – powiedział jeszcze po czym oddaliła się raźnym krokiem.

Hania i Marcin zostali sami z dyrektorką ośrodka.

– Państwo Możdżonkowie, tak? – Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Proszę wejść. Ja za sekundkę wrócę, muszę tylko załatwić jedną drobną rzecz.

Małżeństwo posłusznie weszło do środka. Gdy już siedzieli n dwóch rozklekotanych krzesłach, przed wielkim drewnianym biurkiem, Hania postanowiła w końcu się odezwać.

– Zapytajmy o… o Amelkę – wyszeptała, patrząc w oczy mężowi. –  Ona jest… wyjątkowa.

Marcin pokiwał powoli głową, zgadzając się na taki przebieg zdarzeń. Jeszcze dzień wcześniej zdecydowali, że nie interesują ich tylko malutkie dzieci, ale także te starsze.

W końcu wróciła  dyrektorka. Poprosiła Hanię o wszystkie dokumenty i zaczęła w ciszy je przeglądać. Co chwilę marszczyła czoło i mruczała pod nosem jakieś uwagi.

– No dobrze – powiedziała, odchylając się na krześle. – Mają już państwo zrobiony kurs na rodzinę zastępczą. Myśleli państwo wcześniej o adopcji?

– Nie do końca. Jakiś czas temu moja dalsza kuzynka poważnie zachorowała. W razie gdyby nie wyzdrowiała, mieliśmy zostać opiekunami jej dziesięcioletniego syna. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło – wyjaśniła Hania. Dyrektorka pokiwała powoli głową i wróciła do przeglądania papierów.

– A jakie konkretnie dzieci mają państwo na uwadze? – zapytała.

Hania już otwierała usta by coś powiedzieć, ale została uprzedzona przez męża.

– Ta dziewczynka… Amelka. Możemy dowiedzieć czegoś więcej na jej temat?

Kobieta spojrzała na nich ze zdziwieniem po czym  odchyliła się do tyłu  i założyła ręce na piersi.

– Tak naprawdę to niewiele mogę państwu o niej powiedzieć – westchnęła. – Trafiła do nas gdy miała rok i dwa miesiące, ktoś podrzucił ją pod nasze drzwi. Na ręce miała tylko opaskę z imieniem i datą urodzenia. Bez nazwiska. O tego czasu mieliśmy trzy rodziny, które chciały ją adoptować, ale wszystkie zrezygnowały w ostatnim momencie. Mała jest dość… nieokrzesana.

– Rozmawialiśmy z nią i myśleliśmy czy by…

– Jej nie adoptować? Powiem tak – ja nie protestuję. Tylko nie wiem jaki będzie stosunek Amelki do państwa. Po tym jak parę miesięcy temu ostatnia para zrezygnowała z przygarnięcia jej, dziewczynka stała się dość nieufna i zamknięta w sobie.

– Chociaż spróbujemy. – Wydawało się, że Hani wyjątkowo zależy na dziewczynce. – Prowadzicie przecież akcje, w której można przygarnąć jakieś dziecko na święta. Dlaczego  mielibyśmy nie wybrać Amelki?

Dyrektorka myślała przez chwilę nad takim rozwiązaniem. Rozważała wszystkie za i przeciw, aż w końcu zdecydowała.

– Niech będzie – najbliższą Wielkanoc Amelka pędzi w państwa domu.

***

Paryż, 20 marca 2016

Stephane był zły, zawiedziony i zirytowany. Po sześciu latach śledztwa, wmawiania mu, że naprawdę robią wszystko by znaleźć jego małą siostrzenice, nagle okazało się, że od samego początku cała sprawa była uważana za beznadziejną i nikt nie brał jej na poważnie.

Antiga musiał to wszystko przemyśleć. Siedząc na jednym z paryskich cmentarzy, zastanawiał się gdzie popełnił błąd, co sprawiło, że stracił tak ważne dla siebie osoby.

– Przepraszam – wyszeptał, patrząc na nieduże zdjęcie jego ojca w mundurze. Pamiętał jak jako dziesięciolatek stał przed tym  samym grobem i obiecywał tacie, że przypilnuje by mamie i wtedy sześcioletniej Hav, nic się nie stało, że się nimi zaopiekuję. A teraz okazało się, że nawet nie wie kto odebrał mu ukochaną siostrę.

– Zawiodłem was, tak strasznie zawiodłem. – Nie tamował łez. To go przerosło. Schował twarz w dłoniach by dłużej nie patrzeć w oczy osób, które odebrał mu los. – Przepraszam.


Mamy więc rozdział pierwszy. Jak to zwykle bywa, rozdział pierwszy pisało mi się dość opornie i sama nie wiedziałam co dokładnie piszę. Taka specyfika początków.

W tej części poznajemy dokładnie Amelkę, pojawiają się państwo Możdżonkowie i jest też mała dawka Stephana. Istnieje spora szansa, że w następnej części będzie go więcej.

A jeśli nadal brakowałoby wam opowiadań z naszym kochanym trenerem, to na moim drugim blogu także odgrywa on sporą rolę.

Między innymi jest poddawany torturom. Szczegóły na blogu.

Zapraszam do komentowania, bo każdy komentarz skraca czas oczekiwania na kolejny rozdział.

Pozdrawiam

Violin

9 komentarzy:

  1. Jejku tak bardzo jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy. Nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejną część :) pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia zapowiada się naprawdę interesującą. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej się potoczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Urzekła mnie strasznie ta historia :) Masz wspaniały styl pisania, który osobiście strasznie mi się podoba :))
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Amelia idealnie pasuje na córkę dla Marcina i Hani. Jest w identyczny sposób mądralińska jak Dwie Wieże Możdżonek a zestawiając to ze swoim wiekiem jest to niebywale urocze :D Biedny Stefan, tak strasznie mi go szkoda, nawet nie wie że jego siostrzenica jest tak blisko i jednocześnie tak daleko. Mam nadzieję że wszystko dobrze się skończy.
    Pozdrawiam i mam nadzieję do następnego :)
    Fiolka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super ! Podoba mi się ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć. :>
    Dzięki za zaproszenie. :> Jestem i przeczytałam. :P Ciekawie się zapowiada. *_*
    Czekam na następny z niecierpliwością. ^_^

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo wciągnęła mnie ta historia, jestem i będę 😘

    OdpowiedzUsuń