Lubin, 19 marca 2016
– Wróciłem!
– Wróciłem!
Marcin zdjął zabłocone buty, odłożył treningową torbę i
raźnym krokiem wszedł do kuchni, gdzie przy niedużym stole siedziała Hania
przeglądając coś na laptopie.
– Przyszły wyniki badań? – zapytał, siadając na przeciwko żony.
Ta nie odpowiedziała, nie podniosła wzroku. Jedynym dowodem na to, że w ogóle
usłyszała pytanie, była pojedyncza łza, spływająca po policzku.
– Hania? – Siatkarz momentalnie znalazł się przy ukochanej.
Przytulił ją mocno i zaczął, uspokajająco gładzić po włosach.
– Jest źle… – zaszlochała. – Marcin… my… my nigdy…
Jeszcze mocniej objął ją swoimi ramionami. Dopiero teraz
zauważył co oglądała jego żona – była to strona główna lubińskiego domu
dziecka. Zszokowany, puścił ukochaną i
spojrzał jej głęboko w oczy. Zobaczył w nich smutek, zawód i desperacje.
Desperacje by w końcu założyć rodzinę.
– Jeżeli chcesz – zaczął niepewnie – to pójdziemy tam nawet
jutro.
Hania popatrzyła na niego z niedowierzaniem po czym
uśmiechnęła się delikatnie, wtulając się w jego tors.
– Dziękuję – wyszeptała.
***
Lubin, 20 marca 2016
Korytarz przed sekretariatem w lubińskim domu dziecka, był
wąski i cały obklejony różnorakimi plakatami lub kolorowymi rysunkami
wychowanków. Łączył on główny salon z niedużą czytelnią, więc korzystało z
niego nie wiele dzieci, głównie tych starszych.
Hania i Marcin nie lubili się spóźniać, więc jak zwykle byli
pół godzin przed czasem. Zdenerwowani nadchodzącą rozmową, próbowali zając
czymś myśli. Kobieta siedziała na jednym z wielu niewygodnych krzeseł i
rozwiązywała krzyżówki, za to Marcin chodził tę w z powrotem, analizując każdy
rysunek i każdy plakat dotyczący bycia rodzicem zastępczym.
Akurat przystanął przy wyjątkowo ciekawym rysunku
przedstawiającym fioletowego psa, gdy poczuł jak ktoś na niego wpada. Ze
zdziwienie spojrzał w dół i zobaczył małą, blondwłosą dziewczynkę, która
siedziała na ziemi i masowała obolała głowę.
– Nic ci się nie stało? – zapytał, jedną ręką pomagają jej
wstać, a drugą podnosząc książkę, którą musiała upuścić.
– Nie… chyba nie. – Blondyneczka wygładziła dżinsową
sukienkę. – Przepraszam, nie zauważyłam pana.
– Naprawdę? – Marcin ironicznie podniósł jedną brew. – Mnie
dość trudno nie zauważyć.
– Czytałam. – Wzruszyła ramionami. Siatkarz zerknął na
tytuł, a poziom jego zdziwienia jeszcze bardziej wzrósł.
– „Pan Samochodzik i Wyspa Złoczyńców” – przeczytał.
– Fajne… Ale Templariusze byli lepsi.
– Zgadzam się – do rozmowy wtrąciła się Hania.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko po czym usiadła na
krześle obok.
– Amelka. –
Wyciągnęła rączkę.
– Hania. – Kobieta uścisnęła małą dłoń. – A ten wielkolud to
mój mąż, Marcin.
Amelia przytaknęła wesoło, a następnie spojrzała na
rozwiązywaną przez Hanie krzyżówkę.
– Iperyt – powiedziała po jakiś dwóch sekundach.
– Proszę?
– Trujący środek bojowy na sześć liter – Iperyt. – wyjaśniła
Amelka, znowu wzruszając ramionami. Jednocześnie sięgnęła bo gazetkę, która
wystawała z torebki kobiety. – „Łowiec Polski”. To pana?
Marcin pokiwał głową, zastanawiając się kim jest ta osóbka, z
którą rozmawia, dlaczego kogoś mu przypomina i dlaczego wydaje mu się… inna.
– Ile masz lat? – zapytał w końcu.
– Siedem z hakiem – odpowiedziała, przeglądając magazyn. –
Jest pan siatkarzem?
– Skąd ten wniosek?
– Jest pan wysoki,
wysportowany, ma pan na palcach ślady po ty specjalnych plastrach, a same palce
noszą ślady po wielu wybiciach.
– Lubisz siatkówkę?
Nie mam zdania. – Amelka znów wzruszyła ramionami. –
Widziałam dwa mecze reprezentacji i to tyle. Mogę to pożyczyć?
– Ale co? – Marcin totalnie zgłupiał. Prędkość z jaką mała
zmieniała tematy, była wręcz przerażająca.
– No… pana magazyn. Oddam jak przyjdą państwo następnym
razem, obiecuję.
– Tak, oczy…
W tym momencie drzwi do biura otworzyły się szeroko i
stanęła w nich postawna, rudowłosa kobieta w wyciągniętym swetrze i
powłóczystej spódnicy. Na jej widok Amelka poderwała się gwałtownie, zgarniając
swoją książkę i magazyn.
– Do widzenia, państwu – powiedział jeszcze po czym oddaliła
się raźnym krokiem.
Hania i Marcin zostali sami z dyrektorką ośrodka.
– Państwo Możdżonkowie, tak? – Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
– Proszę wejść. Ja za sekundkę wrócę, muszę tylko załatwić jedną drobną rzecz.
Małżeństwo posłusznie weszło do środka. Gdy już siedzieli n
dwóch rozklekotanych krzesłach, przed wielkim drewnianym biurkiem, Hania postanowiła
w końcu się odezwać.
– Zapytajmy o… o Amelkę – wyszeptała, patrząc w oczy mężowi.
– Ona jest… wyjątkowa.
Marcin pokiwał powoli głową, zgadzając się na taki przebieg
zdarzeń. Jeszcze dzień wcześniej zdecydowali, że nie interesują ich tylko
malutkie dzieci, ale także te starsze.
W końcu wróciła
dyrektorka. Poprosiła Hanię o wszystkie dokumenty i zaczęła w ciszy je
przeglądać. Co chwilę marszczyła czoło i mruczała pod nosem jakieś uwagi.
– No dobrze – powiedziała, odchylając się na krześle. – Mają
już państwo zrobiony kurs na rodzinę zastępczą. Myśleli państwo wcześniej o
adopcji?
– Nie do końca. Jakiś czas temu moja dalsza kuzynka poważnie
zachorowała. W razie gdyby nie wyzdrowiała, mieliśmy zostać opiekunami jej
dziesięcioletniego syna. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło – wyjaśniła
Hania. Dyrektorka pokiwała powoli głową i wróciła do przeglądania papierów.
– A jakie konkretnie dzieci mają państwo na uwadze? –
zapytała.
Hania już otwierała usta by coś powiedzieć, ale została uprzedzona
przez męża.
– Ta dziewczynka… Amelka. Możemy dowiedzieć czegoś więcej na
jej temat?
Kobieta spojrzała na nich ze zdziwieniem po czym odchyliła się do tyłu i założyła ręce na piersi.
– Tak naprawdę to niewiele mogę państwu o niej powiedzieć –
westchnęła. – Trafiła do nas gdy miała rok i dwa miesiące, ktoś podrzucił ją
pod nasze drzwi. Na ręce miała tylko opaskę z imieniem i datą urodzenia. Bez
nazwiska. O tego czasu mieliśmy trzy rodziny, które chciały ją adoptować, ale
wszystkie zrezygnowały w ostatnim momencie. Mała jest dość… nieokrzesana.
– Rozmawialiśmy z nią i myśleliśmy czy by…
– Jej nie adoptować? Powiem tak – ja nie protestuję. Tylko
nie wiem jaki będzie stosunek Amelki do państwa. Po tym jak parę miesięcy temu
ostatnia para zrezygnowała z przygarnięcia jej, dziewczynka stała się dość nieufna
i zamknięta w sobie.
– Chociaż spróbujemy. – Wydawało się, że Hani wyjątkowo zależy
na dziewczynce. – Prowadzicie przecież akcje, w której można przygarnąć jakieś
dziecko na święta. Dlaczego mielibyśmy
nie wybrać Amelki?
Dyrektorka myślała przez chwilę nad takim rozwiązaniem.
Rozważała wszystkie za i przeciw, aż w końcu zdecydowała.
– Niech będzie – najbliższą Wielkanoc Amelka pędzi w państwa
domu.
***
Paryż, 20 marca 2016
Stephane był zły, zawiedziony i zirytowany. Po sześciu
latach śledztwa, wmawiania mu, że naprawdę robią wszystko by znaleźć jego małą siostrzenice,
nagle okazało się, że od samego początku cała sprawa była uważana za beznadziejną
i nikt nie brał jej na poważnie.
Antiga musiał to wszystko przemyśleć. Siedząc na jednym z
paryskich cmentarzy, zastanawiał się gdzie popełnił błąd, co sprawiło, że
stracił tak ważne dla siebie osoby.
– Przepraszam – wyszeptał, patrząc na nieduże zdjęcie jego
ojca w mundurze. Pamiętał jak jako dziesięciolatek stał przed tym samym grobem i obiecywał tacie, że
przypilnuje by mamie i wtedy sześcioletniej Hav, nic się nie stało, że się nimi
zaopiekuję. A teraz okazało się, że nawet nie wie kto odebrał mu ukochaną
siostrę.
– Zawiodłem was, tak strasznie zawiodłem. – Nie tamował łez.
To go przerosło. Schował twarz w dłoniach by dłużej nie patrzeć w oczy osób,
które odebrał mu los. – Przepraszam.
Mamy więc rozdział pierwszy. Jak to zwykle bywa, rozdział
pierwszy pisało mi się dość opornie i sama nie wiedziałam co dokładnie piszę.
Taka specyfika początków.
W tej części poznajemy dokładnie Amelkę, pojawiają się
państwo Możdżonkowie i jest też mała dawka Stephana. Istnieje spora szansa, że
w następnej części będzie go więcej.
A jeśli nadal brakowałoby wam opowiadań z naszym kochanym trenerem,
to na moim drugim blogu także odgrywa on sporą rolę.
Między innymi jest poddawany torturom. Szczegóły na blogu.
Zapraszam do komentowania, bo każdy komentarz skraca czas
oczekiwania na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Jejku tak bardzo jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy. Nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejną część :) pozdrawiam i życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńHistoria zapowiada się naprawdę interesującą. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej się potoczy ;)
OdpowiedzUsuńUrzekła mnie strasznie ta historia :) Masz wspaniały styl pisania, który osobiście strasznie mi się podoba :))
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam :*
Bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy.
OdpowiedzUsuńAmelia idealnie pasuje na córkę dla Marcina i Hani. Jest w identyczny sposób mądralińska jak Dwie Wieże Możdżonek a zestawiając to ze swoim wiekiem jest to niebywale urocze :D Biedny Stefan, tak strasznie mi go szkoda, nawet nie wie że jego siostrzenica jest tak blisko i jednocześnie tak daleko. Mam nadzieję że wszystko dobrze się skończy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i mam nadzieję do następnego :)
Fiolka :)
Super ! Podoba mi się ;D
OdpowiedzUsuńCześć. :>
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie. :> Jestem i przeczytałam. :P Ciekawie się zapowiada. *_*
Czekam na następny z niecierpliwością. ^_^
Pozdrawiam. :*
Ooo wciągnęła mnie ta historia, jestem i będę 😘
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń