piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 4

Lubin, 29 – 31 marca 2016
Wtorek od samego początku był dość Nerwowy. Państwo Możdżonkowie postanowili, że jeszcze tego samego dnia złoża wszystkie papiery i rozpoczną proces starania się o adopcje Amelki. Tempo narzucili sobie wręcz zabójcze, a dodatkowo przy śniadaniu dowiedzieli bardzo ciekawej rzeczy.
– Ogólnie, to ja – zaczęła Amelka, grzebiąc widelcem w swojej jajecznicy. – jestem w takim specjalnym programie. Moje dane są w międzynarodowych bazach, a ewentualny proces adopcyjny będzie przyspieszony. A wszystko przez te trzy pary co wcześniej zrezygnowały – wyjaśniła.
Hania i Marcin wymienili zdumione spojrzenia.
– Jak bardzo przyspieszony? – zapytał powoli siatkarz.
Amelka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie.
– Jakieś. – Policzyła coś szybko na palcach. – No… do lipca się wyrobimy. – uśmiechnęła się szeroko.
Tak więc, kiedy po południu małżeństwo stawiło się w domu dziecka, prawie od razu wylądowali w gabinecie pani dyrektor. Rozmawiali z nią dość długo, ale w końcu udało im się dostać to po przyszli. Wcześniej jednak kobieta chciała wysłuchać opinii dziewczynki na temat potencjalnych rodziców i naprawdę była w głębokim szoku kiedy dziewczynka uraczyła ją półgodzinnym, radosnym monologiem. Szczególnie, że, jak się potem przyznała, mała Amelka zwykle na jej pytania odpowiadała półsłówkami lub cichymi pomrukami.
Potem doszło do omawiania szczegółów. Ku radości dziewczynki i małżeństwa, mała mogłaby zamieszkać u Możdżonków już w piątek by powoli aklimatyzować się w nowym otoczeniu. Pod warunkiem oczywiście, że będzie dla niej odpowiednie miejsce.
Marcin potraktował ten warunek poważnie i postanowił przerobić dotychczasowych pokój gościnny na pokój dla Amelki. Co z tego, że najprawdopodobniej miał zakończyć przygodę z Lubinem już w najbliższym sezonie? Stwierdził, że skoro przed przyjściem dziecka na świat ojcowie mają prawo umeblować pokoik, to on tej przyjemności sobie nie odbierze.
Do pomocy zaciągnął paru kolegów z drużyny, którym wyjaśnił całą sytuację. Z ich pomocą pomalował nieduży pokój na biało, wstawił do środka ciemnobrązowe meble, a na ścianach powiesił  cudem znalezione plakaty ukochanego serialu dziewczynki. Dodatkowo Grzesiu Łomacz, gdzieś jakimś udem wytrzasnął stary mikroskop, który zajął honorowe miejsce na biurku dziewczynki.
I teraz tyko czekał na Amelkę
***
Lubin, 1 kwietnia 2016
Plan był taki, że Hania odbiera Amelkę po szkolę i razem jadą na mecz. Dziewczynka była bardzo podekscytowana i tak naprawdę po ostatnim dzwonku, wypruła z klasy, prawie gubiąc przy tym swój plecak. Na widok pani Możdżonek, dziewczyna zareagowała entuzjastycznym piskiem i rzuciła się kobiecie na szyje, ku zdziwieniu pani pilnującej wyjścia.
– Mam dla ciebie prezent – powiedziała Hania, kiedy obie były już w samochodzie. Wyjęła z torebki niedużą koszulkę i podała ją Amelce. Ta rozłożyła ją powoli, a kiedy zorientowała się z czym ma do czynienia jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Ale super – wyszeptała. Trzymała w rękach koszulkę meczową Cuprum Lubin, z numerem siedemnastym.
– Wzięłam najmniejszą jaką mieli – zaśmiała się dziennikarka.
Uradowana siedmiolatka, zaśmiała się głośno, szybko ubrała bluzkę, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że sięga jej prawie do kolan.
Przez cała drogę na halę, Amelka opowiadała o swojej szkole, kolegach i klasowym żółwiu Stefanie.
– I wtedy Zosia, postanowiła go wyjąć i on ją ugryzł, a ona się rozpłakała. No i teraz tata tej Zosi chce by tego żółwia usunięto. A ja nie chce, bo on jest bardzo fajny. I zawsze jak mi się nudzi na lekcji, a nudzi mi się często, bo lekcje są strasznie łaaatwe, to z nim rozmawia. I o wszystkim mu opowiadam! I dzisiaj i wczoraj i przedwczoraj opowiadałam mu o tobie i o Marcinie i o rybach i o jajkach wielkanocnych.
I tak przez całe dwadzieścia minut. A Hania tylko uśmiechała się pod nosem, przytakiwała wesoło, z każda kolejną historią.
W końcu dojechały na miejsce. Mała wesoło wyskoczyła z samochodu i już miała pobiec w kierunku hali, ale nagle zamarła.
– Coś się stało? – Hania podeszła do dziewczynki.
– Chyba się trochę boję – wyszeptała, spuszczając wzrok. – Nigdy... nigdy nie byłam na meczu i... ogólnie... a wasi znajomi...
– Spokojnie. – Kobieta przykucnęła przed nią i spojrzała jej w oczy. – Jestem obok ciebie. A Marcin czeka na nas w środku.
Amelia pokiwała powoli głową, przełknęła głośno ślinę. Chwyciła mocno opiekunkę za rękę po czym obydwie spokojnie weszły do środka.
Miejsca miały w sektorze dla rodziny i Amelia szybko poznała żony i dziewczyny zawodników, które akurat pojawiły się na meczu. Dziewczynka na początku dość nieufnie podchodziła do nowych ludzi, chowała się z plecami Hani i nic nie mówiła. 
Jednak kiedy na boisko wybiegli zawodnicy, podbiegła radośnie do barierek i pomachała do Marcina. Ten odmachał jej, uśmiechając się szeroko, ku zdziwieniu stojącego obok Grześka Łomacza.
Mecz się rozpoczął, trwał niedługo,  miedziowi w trzech setach poddali się dominującej w tym sezonie Zaksie. Po ostatnim secie jak zwykle był czas na wywiady, a na parkiecie pojawiło się trochę ludzi.
– Naprawdę co czekasz? – Hania spojrzała na dziewczynkę.  – Idź do Marcina.
– Ale on jest teraz zajęty – powiedziała, kiedy zobaczyła, że siatkarz rozmawia z jakimś wysokim mężczyzną  o ciemnoblond, lekko kręconych włosach.
– To Stephane, trener reprezentacji Polski – wyjaśniła Kobieta. – Nie obrazi się jak podejdziesz. 
Amelka niepewnie podeszła do mężczyzn.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie.
– Cześć. – Marcin uśmiechnął się szeroko i poczochrał włosy dziewczynce. – Stephane – zwrócił się do trenera. – Poznaj Amelkę. Amelko, to jest Stephane Antiga.
***
– Hav...
To była ona. Jego mała Haveline. Taka jaką ją zapamiętał. Z dużymi, niebieskimi oczami, delikatnym uśmiechem, błąkającym się na anielskiej buźce. Stała przed nim i patrzyła na niego niepewnie.
Zamarł. Poczuł jak dziwne zimno rozlewa się po całym jego ciele. Miał wrażenie, że śni, że to tylko sen, z którego zaraz się wybudzi.
Nie chciał się budzić. Wiele razy, marzył, błagał los o to w zwrócił mu ukochaną siostrzyczkę, której nie udało mu się ochronić. Nadal nie pogodził się z jej śmiercią, mimo że minęło już sześć lat. Ból po stracie tak ważnej osoby był przeogromny. A doznawał go tyle razy w życiu, że teraz każdego dnia dziękował losowi za to, że może jednak cieszyć się swoimi dziećmi, żoną, że jeszcze ich ma. Nie wyobrażał sobie co by było gdyby i oni odeszli.
– Ale to nie możliwe – wyszeptał. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Dopiero po kilku sekundach opanował szok i był w stanie odpowiedzieć. – Witaj. – Kucnął przed dziewczynką i podał jej dłoń, a ona uścisnęła ją mocno, pozbywając się całkowicie jakiegokolwiek strachu.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się, pokazując rząd bialutkich mleczaków, a Antiga znów miał wrażenie, ze rozmawia z małą Hav.
W tym momencie obok nich pojawił się Grzesiek Łomacz.
– Witam szanownych panów! – zawołał wesoło po czym zwrócił się do środkowego. – Marcin, czy ja i Zati moglibyśmy na chwilę ukraść maleństwo. Chciałabyś trochę powariować z wujkiem Gregorem i wujaszkiem Zatim i poznać tajniki tej trudnej sztuki jaką jest siatkówka? – zwrócił się do Amelki, szczerząc się jak wariat.
Dziewczynka przytaknęła ochoczo i pobiegła za siatkarzem.
–  Kim na jest, no wiesz… dla ciebie? – zapytał niepewnie Stephane.
– Nie dawno… razem z Hanią... my… staramy się o jej adopcje – wyjaśnił, bez owijania w bawełnę, Marcin.
Antiga pokiwał powoli głową. Nadal nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą zobaczył, chciał się dowiedzieć jak najwięcej o tej dziewczynce. Ale wiedział, że musi postępować powoli, ostrożnie.
– Mam nadzieję, że wam się uda.



Jest i rozdział czwarty. Mam co do niego mieszane uczucia. Z jednej strony strasznie nie wyszła mi pierwsza część, z drugiej jestem wyjątkowo zadowolona z opisu uczuć Stephana.
JEDZIEMY DO RIO!
Tyle w tym temacie.
Nie wiem jeszcze jak będzie z następnym rozdziałem. W poniedziałek wyjeżdżam na wycieczkę ze szkołą i nie będę miała dostępu do komputera. Pisać będę w zeszycie, ale nie wiem ile zdążę przepisać, bo wracam dopiero w sobotę, późnym wieczorem.
Mam nadzieję, ze rozdział się podobał. Zapraszam do komentowania, bo każdy komentarz to ogromna motywacja. 
Pozdrawiam
Violin

6 komentarzy:

  1. Jestem jak zawszr :)
    Dziś jestem lekko spóźniona, ale jestm.
    Rozdział dla mnie jak zawsze bajka.
    Bardzo mnie to cieszy, że Amelka tak dobrze dogaduje się z przyszłymi rodzicami♡
    Kurcze szkoda mi Antigi, no ale czuje, że może namieszać.
    Czekam na następny :)
    Dużo weny i buziaki dla Ciebie.
    Ps. Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednak moje podejrzenia mogą okazać się prawdą. Mam nadzieję, że Antiga nie namiesza aż tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Mam nadzieje że nic nie będzie przeszkodą w adopcji Amelki.

    OdpowiedzUsuń
  4. <3<3 nie mogę się doczekać dalszych losów :) bomba
    Dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. 58 year old Software Consultant Teador Gallo, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Downhill and Polo. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Contour. moje wyjasnienie

    OdpowiedzUsuń