Lubin, 6 kwietnia 2016
Amelka chodziła do szkoły. A chodzenie do szkoły ściśle
powiązane jest z odrabianiem zadań domowych. Dlatego też w sobotę rano
dziewczynka usiadła przy biurku, z otwartym podręcznikiem do klasy pierwszej i
zabrała się za robienie ćwiczeń.
- Ale. To. Jest. Nudne – jęknęła po jakiś pięciu minutach
pracy. Hania, która pilnowała postępów Amelii, zerknęła do książki, by
sprawdzić co tak bardzo znudziło uczennice.
Tak jak przypuszczała podręcznik wypełniony był zadaniami
polegającymi na rysowaniu szlaczków, przepisywaniu prostych słów i krótkich
zdań, albo kolorowaniu obrazków. Nic więc dziwnego, że takie ćwiczenia nudziły
dziecko, które potrafiło już płynnie czytać, rachować i interesowało się
kryminalistyką.
- Zrób co masz zrobić, a potem zajmiemy się czymś ciekawszym
– powiedziała Hania, uśmiechając się delikatnie. Amelka westchnęła ze
zrezygnowaniem, ale posłusznie wróciła do pracy.
- Napisz słowa, zaczynające się na podane litery –
przeczytała na głos jedno z poleceń. Zagryzła wargę podrapała się końcówką
ołówka po policzku po czym przy literze m
napisała morderstwo. Na d znalazł
się detektyw, a na z zwłoki. I tylko przy s miała dylemat czy napisać sekcja
czy siatkówka. W końcu stwierdziła, że nie będzie jeszcze bardziej dobijać
swojej nauczycielki i napisze siatkówka.
- Skończyłam! – zawołała radośnie, gwałtownie zamykając
książkę.
W tym samym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i próg
przekroczył wyraźnie zadowolony z siebie Marcin.
- Zobaczcie co odkryłem. – Podał dziewczynce jakąś ulotkę.
- „ Zapraszamy na jedyny w swoim rodzaju pokaz naukowy,
programie doświadczenia chemiczne i fizyczne, stoisko kryminalistyczne i inne
atrakcje” – przeczytała powoli.
- Może być ciekawie – stwierdził siatkarz.
Amelia zmarszczyła brwi, popatrzyła na niego uważnie po czym
zeskoczyła z krzesła i uśmiechnęła się szeroko.
- Wezmę tylko plecak i możemy iść
***
Lubin, 6 kwietnia 2016
Pokaz odbywał się w
głównym parku. Sporą połać zieleni zajmowały tego dnia różnorakie
stoiska i kramy. Na samym środku stała scena, na której ktoś postawił długi
stół po brzegi wypełniony różnymi probówkami i zlewkami.
- Ale fajnie, ale fajnie, ale fajnie! – Przepychając się
między ludźmi, Amelka była tak podekscytowana i szła tak szybko, że państwo
Możdżonkowie ledwo mogli za nią nadążyć. – Doświadczenia zaczną się o
trzynastej. Mam nadzieję, że będzie coś więcej niż tylko soda oczyszczona z
octem. To klasyka, jest zawsze. Zobaczcie na tamto stoisko! Czy oni mają tam
mózg? Musimy to zobaczyć! -Pobiegła w wskazane miejsce, a małżeństwo podążyło
za nią.
Okazało się, że na tym stoisku naprawdę mieli mózg.
Prawdziwy.
Co prawda krowi, ale mózg to mózg.
- Szkoda, że nie pozwolili mi go pokroić – westchnęła
Amelka, kiedy narząd został już schowany, a oni musieli się oddalić.
- Na pewno jeszcze będziesz mieć okazje by to zrobić –
powiedział Marcin, z trudem powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem.
- No mam taką nadzieję – mruknęła dziewczynka. Jednak zaraz
się rozchmurzyła, bo na scenę właśnie wszedł jakiś staruszek w fartuchu i
zapowiedział pokaz chemiczny.
Ludzie zaczęli gromadzić się pod sceną i stworzył się spory.
- Nic nie widzę – jęknęła Amelka, stając na palcach. Marcin
uśmiechnął się szeroko po czym, ku zdziwieniu dziewczynki podniósł ją wysoko i
posadził sobie na baranach. Spotkało się
to z wyjątkowo entuzjastycznym przyjęciem, bo będąc te dwa metry z hakiem nad
ziemią, siedmiolatka widziała wszystko dokładnie i wyraźnie.
Głównie były wybuchy, kolorowe fajerwerki i dużo dymu - czyli bardzo efektownie. Wszystko trwało
prawie dwie godziny i dopiero wtedy wrócili do domu, wzbogaceni dodatkowo o
specjalny zestaw do badania pod mikroskopem, który Hania wypatrzyła na jednym
ze stoisk i kupiła w tajemnicy przed mężem i Amelią, którzy akurat poszli po
lody. Gdy dziewczynka zobaczyła prezent wydała z siebie pisk zachwytu, rzuciła
się kobiecie na szyje, wyściskała ją najmocniej jak mogła, a potem całe
popołudnie spędziła na badaniu coraz to nowych próbek.
Wieczorem za to z bardzo poważną miną usiadła w salonie.
- Mam do was prośbę – zaczęła poważnie. Małżeństwo wymieniło
zdumione spojrzenia, zastanawiając się o co może chodzić. – Czy możemy… czy
możemy jutro podjechać do domu dziecka? – Widząc zdziwione, lekko przerażone
twarze opiekunów, zaczęła szybko tłumaczyć. – Dziś w nocy wraca Zuza, moja przyjaciółka,
jedyna, ta co pokazała mi Sherlocka. Wygrała konkurs i przez ostatnie dwa
tygodnie była na wycieczce we Francji. Ja…nie mówiłam jej o… o was… i o tym co
się stało. Chciałabym z nią jutro porozmawiać.
- Dobrze. – Hania powoli pokiwała głową. – Możemy jutro tam
pojechać.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
Ponieważ Stephane przez całą sobotę chodził jak struty,
Stephanie zdecydowała, że już następnego dnia z samego rana, wyśle męża do
Lubina, by ten zdobył trochę informacji na temat poznanej dziewczynki.
Dlatego też już o godzinie dwunastej, trener siedział przed
gabinetem dyrektorki domu dziecka i czekał na spotkani. Chociaż siedział to chyba za dużo powiedziane.
Wstawał bez przerwy, chodził w kółko, nie wiedział na czym skupić wzrok.
Trzęsły mu się ręce, a umysł starał się jakoś logicznie ustalić co powie. Miał
nawet przygotowaną ściągę z polskimi słówkami, które musiał użyć, a mógłby ich
zobaczyć.
- Dzień dobry. – Obok niego usiadła jakaś nastolatka. Mogła
mieć jakieś czternaście lat, krótkie, ciemne włosy odstawały na wszystkie oczy, a prawie czarne oczy
wpatrywały się w niego z zaciekawieniem. Ubrana była w rozciągnięty zielony
sweter z przydługimi rękawami i wytarte dżinsy.
- Dzień dobry – odpowiedział kulturalnie Stephane.
- Przyszedł pan sam? – zapytała dziewczyna. Mężczyzna
spojrzał na nią, zaskoczony takim pytaniem. – Zwykle do adopcji zgłaszają się
pary – wyjaśniła.
- Jestem tu w trochę innej sprawie – powiedział.
- A jakiej? – Nastolatka uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz
zreflektowała się. – Bo wie pan, ja tu już dziewiąty rok siedzę, wiele wiem,
może bym panu pomogła? Zresztą szybko i tak pan tam nie wejdzie. – Wskazała głową na drzwi od gabinetu.
Stephane popatrzył na nią niepewnie. Może to nie był wcale
taki zły pomysł, w końcu nie miał pewności, że uzyska od dyrektorki potrzebne
informacje.
- Chciałbym dowiedzieć się więcej na temat jednej
dziewczynki, która tu mieszka – zaczął powoli. – Z tego co wiem ma na imię
Amelia…
- O Amelkę, pan pyta? Na jej temat to ja mogę dużo
powiedzieć. – Uśmiechnęła się z triumfem. – Panna Amelka ma siedem lat, trafiła
do nas mając rok, dokładnie trzydziestego pierwszego marca dwa tysiące
dziesiątego roku. Została podrzucona pod drzwi, na ręce miała bransoletkę z
imieniem i datą urodzenia, żadnych innych informacji. Jedyną pamiątką jaką
najprawdopodobniej ma po rodzicach jest srebrny medalik z inicjałami H.A…
- H.A? – Zszokowany Stephane nie mógł uwierzyć w o co
słyszy. Doskonale pamiętał, że jego siostra jako pierwszy prezent od Nicolasa
otrzymała właśnie taki naszyjnik.
- Tak, H.A. – Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, ale w
tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się, a ze środka wyszła dyrektorka.
- Pan Antiga? – Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się szeroko.
– Zapraszam do środka.
Ostatnio strasznie trudno pisze mi się Amelkę. Nie wiem o co
chodzi, ale nad tym rozdziałem znowu strasznie się męczyłam. Mam nadzieję, że
to chwilowe i niedługo będzie już z górki.
Ogólnie to zaczęły się wakacje. Jak co roku lato jest dla
mnie czasem wyjazdów w różne miejsca. Dlatego też nie jestem wstanie powiedzieć
jak będzie wyglądało dodawanie rozdziałów przez ten okres. Może się zdarzyć, że
pojawią się trzy części w ciągu
tygodnia, a może być też tak, że przez dwa tygodnie niczego nie będzie.
Postaram się jednak dodawać w miarę regularnie, by nie wypaść z rytmu pisania.
To tyle.
Violin
Świetnie wyszedł ten rozdział, naprawdę! Nie przejmuj się, że ostatnio ciężko pisze Ci się przygody Amelii, bo to jest naturalne. :) Życzę dużo weny i mniej kłopotów z opowiadaniem!
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu! Jest przeurocze i przesłodkie :) Świetni bohaterowie + ciekawa fabuła + Twój talent do pisania = najlepsze opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Jednak dobrze myślałam, że Amelka może być zaginioną siostrą Stefana.
OdpowiedzUsuńJednak dobrze myślałam, że Amelka może być zaginioną siostrą Stefana.
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie <3 mam nadzieję, że już niedługo zacznie Ci się lżej pisać. Aczkolwiek wcale nie widać, że rozdział jest wymęczony. Jest świetny :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i proszę o jak najszybsze dodanie dalszych losów :D
Chyba każdy rozdział na "Amelce" jest maksymalnie uroczy. Mała ma niesamowite zainteresowania, a z Hanią i Marcinem tworzą teraz prawdziwą rodzinę.
OdpowiedzUsuńStephan jest coraz bliżej odnalezienia Amelki i martwię się, że będzie aż za bardzo próbował o nią walczyć. Może i są rodziną, ale dziewczynka nawet go zbytnio nie zna.
Ja jestem daleka od stwierdzenia, że Amelka jest zaginioną siostrą Stephana. Wszystko wskazuje na to, że to jego siostrzenica. I teraz wszystko się ze sobą łączy.
Życzę przyjemnych wakacji i radości z pisania opowiadania, bo bez tego ani rusz.
świetne
OdpowiedzUsuń