niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 6


Lubin, 6 kwietnia 2016
Amelka chodziła do szkoły. A chodzenie do szkoły ściśle powiązane jest z odrabianiem zadań domowych. Dlatego też w sobotę rano dziewczynka usiadła przy biurku, z otwartym podręcznikiem do klasy pierwszej i zabrała się za robienie ćwiczeń.
- Ale. To. Jest. Nudne – jęknęła po jakiś pięciu minutach pracy. Hania, która pilnowała postępów Amelii, zerknęła do książki, by sprawdzić co tak bardzo znudziło uczennice.
Tak jak przypuszczała podręcznik wypełniony był zadaniami polegającymi na rysowaniu szlaczków, przepisywaniu prostych słów i krótkich zdań, albo kolorowaniu obrazków. Nic więc dziwnego, że takie ćwiczenia nudziły dziecko, które potrafiło już płynnie czytać, rachować i interesowało się kryminalistyką.
- Zrób co masz zrobić, a potem zajmiemy się czymś ciekawszym – powiedziała Hania, uśmiechając się delikatnie. Amelka westchnęła ze zrezygnowaniem, ale posłusznie wróciła do pracy.
- Napisz słowa, zaczynające się na podane litery – przeczytała na głos jedno z poleceń. Zagryzła wargę podrapała się końcówką ołówka po policzku po czym przy literze m napisała morderstwo. Na d znalazł się detektyw, a na z zwłoki. I tylko przy s miała dylemat czy napisać sekcja czy siatkówka. W końcu stwierdziła, że nie będzie jeszcze bardziej dobijać swojej nauczycielki i napisze siatkówka.
- Skończyłam! – zawołała radośnie, gwałtownie zamykając książkę.
W tym samym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i próg przekroczył wyraźnie zadowolony z siebie Marcin.
- Zobaczcie co odkryłem. – Podał dziewczynce jakąś ulotkę.
- „ Zapraszamy na jedyny w swoim rodzaju pokaz naukowy, programie doświadczenia chemiczne i fizyczne, stoisko kryminalistyczne i inne atrakcje” – przeczytała powoli.
- Może być ciekawie – stwierdził siatkarz.
Amelia zmarszczyła brwi, popatrzyła na niego uważnie po czym zeskoczyła z krzesła i uśmiechnęła się szeroko.
- Wezmę tylko plecak i możemy iść
***
Lubin, 6 kwietnia 2016
Pokaz odbywał się w  głównym parku. Sporą połać zieleni zajmowały tego dnia różnorakie stoiska i kramy. Na samym środku stała scena, na której ktoś postawił długi stół po brzegi wypełniony różnymi probówkami i zlewkami.
- Ale fajnie, ale fajnie, ale fajnie! – Przepychając się między ludźmi, Amelka była tak podekscytowana i szła tak szybko, że państwo Możdżonkowie ledwo mogli za nią nadążyć. – Doświadczenia zaczną się o trzynastej. Mam nadzieję, że będzie coś więcej niż tylko soda oczyszczona z octem. To klasyka, jest zawsze. Zobaczcie na tamto stoisko! Czy oni mają tam mózg? Musimy to zobaczyć! -Pobiegła w wskazane miejsce, a małżeństwo podążyło za nią.
Okazało się, że na tym stoisku naprawdę mieli mózg.
Prawdziwy.
Co prawda krowi, ale mózg to mózg.
- Szkoda, że nie pozwolili mi go pokroić – westchnęła Amelka, kiedy narząd został już schowany, a oni musieli się oddalić.
- Na pewno jeszcze będziesz mieć okazje by to zrobić – powiedział Marcin, z trudem powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem.
- No mam taką nadzieję – mruknęła dziewczynka. Jednak zaraz się rozchmurzyła, bo na scenę właśnie wszedł jakiś staruszek w fartuchu i zapowiedział pokaz chemiczny.
Ludzie zaczęli gromadzić się pod sceną i stworzył się spory.
- Nic nie widzę – jęknęła Amelka, stając na palcach. Marcin uśmiechnął się szeroko po czym, ku zdziwieniu dziewczynki podniósł ją wysoko i posadził sobie na baranach.  Spotkało się to z wyjątkowo entuzjastycznym przyjęciem, bo będąc te dwa metry z hakiem nad ziemią, siedmiolatka widziała wszystko dokładnie i wyraźnie.
Głównie były wybuchy, kolorowe fajerwerki i dużo dymu -  czyli bardzo efektownie. Wszystko trwało prawie dwie godziny i dopiero wtedy wrócili do domu, wzbogaceni dodatkowo o specjalny zestaw do badania pod mikroskopem, który Hania wypatrzyła na jednym ze stoisk i kupiła w tajemnicy przed mężem i Amelią, którzy akurat poszli po lody. Gdy dziewczynka zobaczyła prezent wydała z siebie pisk zachwytu, rzuciła się kobiecie na szyje, wyściskała ją najmocniej jak mogła, a potem całe popołudnie spędziła na badaniu coraz to nowych próbek.
Wieczorem za to z bardzo poważną miną usiadła w salonie.
- Mam do was prośbę – zaczęła poważnie. Małżeństwo wymieniło zdumione spojrzenia, zastanawiając się o co może chodzić. – Czy możemy… czy możemy jutro podjechać do domu dziecka? – Widząc zdziwione, lekko przerażone twarze opiekunów, zaczęła szybko tłumaczyć. – Dziś w nocy wraca Zuza, moja przyjaciółka, jedyna, ta co pokazała mi Sherlocka. Wygrała konkurs i przez ostatnie dwa tygodnie była na wycieczce we Francji. Ja…nie mówiłam jej o… o was… i o tym co się stało. Chciałabym z nią jutro porozmawiać.
- Dobrze. – Hania powoli pokiwała głową. – Możemy jutro tam pojechać.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
Ponieważ Stephane przez całą sobotę chodził jak struty, Stephanie zdecydowała, że już następnego dnia z samego rana, wyśle męża do Lubina, by ten zdobył trochę informacji na temat poznanej dziewczynki.
Dlatego też już o godzinie dwunastej, trener siedział przed gabinetem dyrektorki domu dziecka i czekał na spotkani. Chociaż  siedział to chyba za dużo powiedziane. Wstawał bez przerwy, chodził w kółko, nie wiedział na czym skupić wzrok. Trzęsły mu się ręce, a umysł starał się jakoś logicznie ustalić co powie. Miał nawet przygotowaną ściągę z polskimi słówkami, które musiał użyć, a mógłby ich zobaczyć.
- Dzień dobry. – Obok niego usiadła jakaś nastolatka. Mogła mieć jakieś czternaście lat, krótkie, ciemne włosy odstawały na  wszystkie oczy, a prawie czarne oczy wpatrywały się w niego z zaciekawieniem. Ubrana była w rozciągnięty zielony sweter z przydługimi rękawami i wytarte dżinsy.
- Dzień dobry – odpowiedział kulturalnie Stephane.
- Przyszedł pan sam? – zapytała dziewczyna. Mężczyzna spojrzał na nią, zaskoczony takim pytaniem. – Zwykle do adopcji zgłaszają się pary – wyjaśniła.
- Jestem tu w trochę innej sprawie – powiedział.
- A jakiej? – Nastolatka uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz zreflektowała się. – Bo wie pan, ja tu już dziewiąty rok siedzę, wiele wiem, może bym panu pomogła? Zresztą szybko i tak pan tam nie wejdzie.  – Wskazała głową na drzwi od gabinetu.
Stephane popatrzył na nią niepewnie. Może to nie był wcale taki zły pomysł, w końcu nie miał pewności, że uzyska od dyrektorki potrzebne informacje.
- Chciałbym dowiedzieć się więcej na temat jednej dziewczynki, która tu mieszka – zaczął powoli. – Z tego co wiem ma na imię Amelia…
- O Amelkę, pan pyta? Na jej temat to ja mogę dużo powiedzieć. – Uśmiechnęła się z triumfem. – Panna Amelka ma siedem lat, trafiła do nas mając rok, dokładnie trzydziestego pierwszego marca dwa tysiące dziesiątego roku. Została podrzucona pod drzwi, na ręce miała bransoletkę z imieniem i datą urodzenia, żadnych innych informacji. Jedyną pamiątką jaką najprawdopodobniej ma po rodzicach jest srebrny medalik z inicjałami H.A…
- H.A? – Zszokowany Stephane nie mógł uwierzyć w o co słyszy. Doskonale pamiętał, że jego siostra jako pierwszy prezent od Nicolasa otrzymała właśnie taki naszyjnik.
- Tak, H.A. – Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, ale w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się, a ze środka wyszła dyrektorka.
- Pan Antiga? – Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się szeroko. – Zapraszam do środka.


Ostatnio strasznie trudno pisze mi się Amelkę. Nie wiem o co chodzi, ale nad tym rozdziałem znowu strasznie się męczyłam. Mam nadzieję, że to chwilowe i niedługo będzie już z górki.
Ogólnie to zaczęły się wakacje. Jak co roku lato jest dla mnie czasem wyjazdów w różne miejsca. Dlatego też nie jestem wstanie powiedzieć jak będzie wyglądało dodawanie rozdziałów przez ten okres. Może się zdarzyć, że pojawią się trzy  części w ciągu tygodnia, a może być też tak, że przez dwa tygodnie niczego nie będzie. Postaram się jednak dodawać w miarę regularnie, by nie wypaść z rytmu pisania.
To tyle.
Violin

7 komentarzy:

  1. Świetnie wyszedł ten rozdział, naprawdę! Nie przejmuj się, że ostatnio ciężko pisze Ci się przygody Amelii, bo to jest naturalne. :) Życzę dużo weny i mniej kłopotów z opowiadaniem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się w tym opowiadaniu! Jest przeurocze i przesłodkie :) Świetni bohaterowie + ciekawa fabuła + Twój talent do pisania = najlepsze opowiadanie :)

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednak dobrze myślałam, że Amelka może być zaginioną siostrą Stefana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jednak dobrze myślałam, że Amelka może być zaginioną siostrą Stefana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie <3 mam nadzieję, że już niedługo zacznie Ci się lżej pisać. Aczkolwiek wcale nie widać, że rozdział jest wymęczony. Jest świetny :)
    Życzę dużo weny i proszę o jak najszybsze dodanie dalszych losów :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba każdy rozdział na "Amelce" jest maksymalnie uroczy. Mała ma niesamowite zainteresowania, a z Hanią i Marcinem tworzą teraz prawdziwą rodzinę.
    Stephan jest coraz bliżej odnalezienia Amelki i martwię się, że będzie aż za bardzo próbował o nią walczyć. Może i są rodziną, ale dziewczynka nawet go zbytnio nie zna.
    Ja jestem daleka od stwierdzenia, że Amelka jest zaginioną siostrą Stephana. Wszystko wskazuje na to, że to jego siostrzenica. I teraz wszystko się ze sobą łączy.
    Życzę przyjemnych wakacji i radości z pisania opowiadania, bo bez tego ani rusz.

    OdpowiedzUsuń