piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 7

Lubin, 7 kwietnia 2016
Na drżących nogach wszedł do gabinetu dyrektorki. Bał się, nie wiedział jak rozpocząć rozmowę. Kobieta usiadła po drugiej stronie biurka i spojrzała wyczekująco na Stephana.
– Więc – zaczęła. – Jaki jest pana cel przybycia do naszego ośrodka?
– Ja – przełknął głośno ślinę. – Chciałbym czegoś na temat jednej z państwa podopiecznych, Amelki.
Dyrektorka westchnęła głęboko i odchyliła się na fotelu.
– Jest pan kimś z rodziny? – zapytała chłodno.
– Właśnie chciałbym to sprawdzić – wyjaśnił Antiga. – Istnieje prawdopodobieństwo, że Amelka… że ona jest moją siostrzenicą. – Spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się we własne dłonie.
Kobieta milczała przez chwilę, stukając palcami o drewniany blat. Myślała nad czymś intensywnie.
– Niestety, ale nie mogę panu udzielić żadnych informacji – powiedziała w końcu.
– Dlaczego? – Zdezorientowany Stephane spojrzał na nią z niedowierzeniem.
– Nie ma pan odpowiednich uprawnień – stwierdziła, beznamiętnym tonem. – A teraz przepraszam, ale mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.
Mężczyzna był w szoku. Pożegnał się grzecznie i opuścił budynek. Dopiero gdy był na zewnątrz zdał sobie sprawę z tego co się stało. Stanął na środku chodnika i zacisnął dłonie w pięści. Był zły. Był zły, bo jego szanse na dowiedzenie się kim jest Amelka, zmalały gwałtownie.
– Cholera – mrukną pod nosem, siadając na przypadkowej ławce. Zgarbił się i schował twarz w dłoniach. Nie wiedział co ma zrobić, pierwszy raz czuł się tak okropnie bezradny.
Ale nagle przypomniał sobie to co powiedziała mu tamta dziewczyna. Coś jednak wiedział, posiadał jakieś choć drobne informacje na temat dziewczynki, mógł pójść za tymi śladami, może do czegoś by go doprowadził. Szczególnie ten naszyjnik z inicjałami H.A brzmiał bardzo obiecująco.
– Jest szansa – wyszeptał, wstając gwałtownie. – Jest nadzieja.
Nie spostrzegł mężczyzny w kapeluszu, który ukryty w cieniu drzewa, przypatrywał się Stephanowi od jakiegoś czasu.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
Gregor nadal ostrożnie podchodził do sytuacji. Szczególnie po tym jak dowiedział, że o adopcje małej Amelki stara się pewna para. Musiał przeprowadzić dokładne śledztwo, zbadać wszystko. Przez kilka dni obserwował rodzinę i z niedowierzeń stwierdził, że dziewczynka naprawdę przywiązuje się do małżeństwa, że naprawdę jest z nimi szczęśliwa.
A to stawiało go w dziwnej sytuacji. Obserwując wuja Amelki, zastanawiał się czy nie lepiej będzie jeśli nikt niczego się nie dowie. A jeśli Stephane rozpocznie walkę o siostrzenice? Jeśli przez przypadkiem skłóci ze sobą siatkarza i trenera i wplącze niczemu niewinną siedmiolatkę w okropny konflikt.
A tego robić nie chciał.
Musiał czekać.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
– Mam wrażenie, że widziałem Stephana – stwierdził Marcin, wysiadając z auta.
Hania i Amelka popatrzyły na niego z zdziwienie.
– To nie możliwe – powiedział pani Możdżonkowa. – Co niby Stephane miałby robić w Lubinie? Musiałeś się przewidzieć.
– Dokładnie – przytaknęła dziewczynka.
Siatkarz podrapał się po głowie, nadal myśląc nad tym co widział, ale w końcu tylko wzruszył ramionami, stwierdzając, że po prostu widział kogoś bardzo podobnego.
Całą trójką weszli do domu dziecka. Amelka wyglądał na bardzo podekscytowaną, ale wyjątkowo niewiele mówiła. Chyba za bardzo denerwowała się tym co się za chwilę stanie. W głównym salonie przywitała ich jedna z wychowawczyń i parę dzieciaków. Jednak nie było wśród nich przyjaciółki dziewczyny.
– Proszę pani – zwróciła się do byłej opiekunki. – gdzie jest…
Nie dokończyła, bo w tym momencie do jej uszu dotarł czyjś uradowany głos.
– Amelcia!
– Zuza!
Przyjaciółki padły sobie w ramiona. Marcin wiedział, że Zuza jest trochę starsza od Amelki, ale ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna, którą widzi ma jakieś czternaście lat, czarne, krótkie włosy i ubrana jest w stary sweter z przydługimi rękawami.
– Gdzieś ty się podziewała dziecko drogie? – zapytała podejrzliwie dziewczyna, stawiając młodszą przyjaciółkę na ziemi.
Amelka przełknęła głośno ślinę, chwyciła Zuzię za rękę po czym poprowadziła ją przed państwa Możdżonków.
– Zuza. To są Hania i Marcin Możdżonkowie – przedstawiła małżeństwo. – Oni… jeśli wszystko się uda… będą moimi rodzicami. – Jej głos drżał. Pierwszy raz nazwała parę rodzicami.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie. – Miło mi państwa poznać.
– Nam też jest bardzo miło – stwierdziła Hania, uśmiechając się serdecznie.
– Czy będą mieli państwo coś przeciwko jeśli porwę Amelkę na jakiś czas? – zapytała nastolatka. – Oczywiście potem ją państwu oddam.
Dorośli nie mieli nic przeciwko, więc przyjaciółki opuściły salon i udały się do pokoju Zuzy. Usiadły na jednym z łóżek, zaczęły rozmawiać. Amelia opowiadała o tym ja trafiła do Możdżonków, o meczu, o wypadzie na ryby. Jej przyjaciółka uracza ją historiami z wycieczki. Przez dobrą godzinę śmieją się wesoło, przekomarzają i po prostu dobrze spędzają czas.
– Wiesz co? – W pewnym momencie nastolatka oparła się wygodnie o ścianę i poważnie skrzyżowała ręce na piersi. – Był tu jakiś facet.
– I? – Amelka spojrzała na przyjaciółkę jak na wariatkę.
– Ale, że co „I”?
– No i co ten facet robił? – Dziewczynka pokręciła głową z dezaprobatą.
– Pytał o ciebie – powiedziała podekscytowana Zuza.
– Ale… jak to o mnie. – Siedmiolatka wyglądała na naprawdę zszokowaną.
– Normalnie. – Nastolatka przewróciła oczami. – I słuchaj, on musi być jakoś znany, bo go kiedyś w TV widziałam. Jakimś sportowcem jest czy coś. Strasznie wysoki, chyba z dwa metry miał, takie kręcone, jasne włosy i mówił z takim akcentem dziwnym. Z Polski ton nie był na pewno, na Francuza mi wyglądał…
Zuza nawijała tak dalej, ale Amelka prawie jej nie słuchała. Zszokowana analizowała to co usłyszała. Próbowała jakoś zidentyfikować tego mężczyznę, dopasować opis do znanych jej osób. Nic jednak nie pasowało.
W pewnej chwili jej umysł wyłapał jedno wspomnienie. Był to obraz z meczu, na którym była. Podbiega do Marcina.
Ten przedstawia ja swojemu trenerowi w Reprezentacji.
Stephanowi Antidze.
Wysokiemu mężczyźnie o kręconych, blond włosach.
Francuzowi.
Pasował idealnie.
Jednak czy to….? Czy to było możliwe? Czy to naprawdę był on.
Zuzka zauważyła, że jej przyjaciółka już nie bardzo kontaktuje, więc postanowiła dać jej spokój. Pożegnała się serdecznie po czym oddała Amelkę w ręce Możdżonków.
Późnym wieczorem, tuż przed snem, leżąc już w łóżku, mała Amelka opowiedziała o wszystkim Hani i Marcin. Także o rozmowie z Zuzą.
– Ja… nie wiem… – gubiła się we własnych myślach. – Pasuje mi to… pasuje mi do twojego trenera, Marcin, do Stephana Antigi – Popatrzyła na małżeństwo, zbłąkanym oczami. – Do tego… pamiętasz jak zareagował gdy mnie zobaczył… był… był w szoku.
– Ktokolwiek by to nie był na pewno nie uzyskał od dyrektorki żadnych ważnych informacji na twój temat – powiedziała, uspokajająco Hania, głaszcząc Amelkę po włosach. – Nic ci nie grozi.
Dziewczynka trochę się uspokoiła, postanowiła w końcu zasnąć. Kiedy para opuściła pokój małej Hania zwróciła się do męża:
– Marcin – wyszeptała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. – Amelka… ona dzisiaj… ona nazwała nas rodzicami – powiedziała. W jej głosie słychać było zarówno szczęście jak i niedowierzanie.
Siatkarz przyciągnął do siebie ukochaną i objął ją mocno.
– Marcin, my… – kontynuowała kobieta. – cokolwiek by się nie stało… my musimy… o nią walczyć… musimy…
– Będziemy skarbie. – Delikatnie pocałował ją w czoło. – Obiecuję, że będziemy. 


Witam was po kolejnym rozdziale Amelki. Powiem szczerze, że pisało mi się go wyjątkowo przyjemnie, mimo że ostatni fragment miałam przyjemność pisać podczas wieczornych zajęć obozu literackiego, na których ( razem z obozami) słuchaliśmy wydziczania się na instrumentach obozu rockowego.
Było bardzo głośno.
I bolą mnie uszy.
Serdecznie zapraszam wszystkich czytelników na mojego drugiego bloga Enigma Uczuć, na którym nie dawno pojawił się rozdział trzeci. Mam nadzieję, że i tu i tam zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Serio, to naprawdę motywuję i daje ogromnego kopa do pisania.
Pozdrawiam
Violin

4 komentarze:

  1. Całkiem przyjemny ten rozdział, nie ma co. Czytanie o takiej rodzince jest świetne, chociaż znowu siejesz ziarnko niepokoju.
    A czytając o Gregoru zawsze wybucham śmiechem i zastanawiam się, co tam robi Łomacz. Umysł mój jest nasiąknięty siatkówką – to chyba jedyne rozwiązanie.
    Tylko się przyczepię do literówek typu "Amelka wyglądał na bardzo podekscytowaną" albo "Z Polski ton nie był".
    Odsyłam pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekkie i przyjemne i strasznie wciągające :) bardzo miło się czyta i czekam na kolejny <3 czekam, czekam :D
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń