Na drżących nogach wszedł do gabinetu dyrektorki. Bał się, nie wiedział jak rozpocząć rozmowę. Kobieta usiadła po drugiej stronie biurka i spojrzała wyczekująco na Stephana.
– Więc – zaczęła. – Jaki jest pana cel przybycia do naszego
ośrodka?
– Ja – przełknął głośno ślinę. – Chciałbym czegoś na temat
jednej z państwa podopiecznych, Amelki.
Dyrektorka westchnęła głęboko i odchyliła się na fotelu.
– Jest pan kimś z rodziny? – zapytała chłodno.
– Właśnie chciałbym to sprawdzić – wyjaśnił Antiga. –
Istnieje prawdopodobieństwo, że Amelka… że ona jest moją siostrzenicą. –
Spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się we własne dłonie.
Kobieta milczała przez chwilę, stukając palcami o drewniany
blat. Myślała nad czymś intensywnie.
– Niestety, ale nie mogę panu udzielić żadnych informacji –
powiedziała w końcu.
– Dlaczego? – Zdezorientowany Stephane spojrzał na nią z
niedowierzeniem.
– Nie ma pan odpowiednich uprawnień – stwierdziła,
beznamiętnym tonem. – A teraz przepraszam, ale mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.
Mężczyzna był w szoku. Pożegnał się grzecznie i opuścił
budynek. Dopiero gdy był na zewnątrz zdał sobie sprawę z tego co się stało.
Stanął na środku chodnika i zacisnął dłonie w pięści. Był zły. Był zły, bo jego
szanse na dowiedzenie się kim jest Amelka, zmalały gwałtownie.
– Cholera – mrukną pod nosem, siadając na przypadkowej
ławce. Zgarbił się i schował twarz w dłoniach. Nie wiedział co ma zrobić,
pierwszy raz czuł się tak okropnie bezradny.
Ale nagle przypomniał sobie to co powiedziała mu tamta
dziewczyna. Coś jednak wiedział, posiadał jakieś choć drobne informacje na
temat dziewczynki, mógł pójść za tymi śladami, może do czegoś by go
doprowadził. Szczególnie ten naszyjnik z inicjałami H.A brzmiał bardzo
obiecująco.
– Jest szansa – wyszeptał, wstając gwałtownie. – Jest
nadzieja.
Nie spostrzegł mężczyzny w kapeluszu, który ukryty w cieniu
drzewa, przypatrywał się Stephanowi od jakiegoś czasu.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
Gregor nadal ostrożnie podchodził do sytuacji. Szczególnie po tym jak dowiedział, że o adopcje małej Amelki stara się pewna para. Musiał przeprowadzić dokładne śledztwo, zbadać wszystko. Przez kilka dni obserwował rodzinę i z niedowierzeń stwierdził, że dziewczynka naprawdę przywiązuje się do małżeństwa, że naprawdę jest z nimi szczęśliwa.
Gregor nadal ostrożnie podchodził do sytuacji. Szczególnie po tym jak dowiedział, że o adopcje małej Amelki stara się pewna para. Musiał przeprowadzić dokładne śledztwo, zbadać wszystko. Przez kilka dni obserwował rodzinę i z niedowierzeń stwierdził, że dziewczynka naprawdę przywiązuje się do małżeństwa, że naprawdę jest z nimi szczęśliwa.
A to stawiało go w dziwnej sytuacji. Obserwując wuja Amelki,
zastanawiał się czy nie lepiej będzie jeśli nikt niczego się nie dowie. A jeśli
Stephane rozpocznie walkę o siostrzenice? Jeśli przez przypadkiem skłóci ze
sobą siatkarza i trenera i wplącze niczemu niewinną siedmiolatkę w okropny
konflikt.
A tego robić nie chciał.
Musiał czekać.
***
Lubin, 7 kwietnia 2016
– Mam wrażenie, że widziałem Stephana – stwierdził Marcin, wysiadając z auta.
– Mam wrażenie, że widziałem Stephana – stwierdził Marcin, wysiadając z auta.
Hania i Amelka popatrzyły na niego z zdziwienie.
– To nie możliwe – powiedział pani Możdżonkowa. – Co niby
Stephane miałby robić w Lubinie? Musiałeś się przewidzieć.
– Dokładnie – przytaknęła dziewczynka.
Siatkarz podrapał się po głowie, nadal myśląc nad tym co
widział, ale w końcu tylko wzruszył ramionami, stwierdzając, że po prostu
widział kogoś bardzo podobnego.
Całą trójką weszli do domu dziecka. Amelka wyglądał na
bardzo podekscytowaną, ale wyjątkowo niewiele mówiła. Chyba za bardzo
denerwowała się tym co się za chwilę stanie. W głównym salonie przywitała ich
jedna z wychowawczyń i parę dzieciaków. Jednak nie było wśród nich przyjaciółki
dziewczyny.
– Proszę pani – zwróciła się do byłej opiekunki. – gdzie
jest…
Nie dokończyła, bo w tym momencie do jej uszu dotarł czyjś
uradowany głos.
– Amelcia!
– Zuza!
Przyjaciółki padły sobie w ramiona. Marcin wiedział, że Zuza
jest trochę starsza od Amelki, ale ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna,
którą widzi ma jakieś czternaście lat, czarne, krótkie włosy i ubrana jest w
stary sweter z przydługimi rękawami.
– Gdzieś ty się podziewała dziecko drogie? – zapytała
podejrzliwie dziewczyna, stawiając młodszą przyjaciółkę na ziemi.
Amelka przełknęła głośno ślinę, chwyciła Zuzię za rękę po
czym poprowadziła ją przed państwa Możdżonków.
– Zuza. To są Hania i Marcin Możdżonkowie – przedstawiła
małżeństwo. – Oni… jeśli wszystko się uda… będą moimi rodzicami. – Jej głos
drżał. Pierwszy raz nazwała parę rodzicami.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie. – Miło mi państwa
poznać.
– Nam też jest bardzo miło – stwierdziła Hania, uśmiechając się
serdecznie.
– Czy będą mieli państwo coś przeciwko jeśli porwę Amelkę na
jakiś czas? – zapytała nastolatka. – Oczywiście potem ją państwu oddam.
Dorośli nie mieli nic przeciwko, więc przyjaciółki opuściły
salon i udały się do pokoju Zuzy. Usiadły na jednym z łóżek, zaczęły rozmawiać.
Amelia opowiadała o tym ja trafiła do Możdżonków, o meczu, o wypadzie na ryby.
Jej przyjaciółka uracza ją historiami z wycieczki. Przez dobrą godzinę śmieją
się wesoło, przekomarzają i po prostu dobrze spędzają czas.
– Wiesz co? – W pewnym momencie nastolatka oparła się
wygodnie o ścianę i poważnie skrzyżowała ręce na piersi. – Był tu jakiś facet.
– I? – Amelka spojrzała na przyjaciółkę jak na wariatkę.
– Ale, że co „I”?
– No i co ten facet robił? – Dziewczynka pokręciła głową z
dezaprobatą.
– Pytał o ciebie – powiedziała podekscytowana Zuza.
– Ale… jak to o mnie. – Siedmiolatka wyglądała na naprawdę
zszokowaną.
– Normalnie. – Nastolatka przewróciła oczami. – I słuchaj, on
musi być jakoś znany, bo go kiedyś w TV widziałam. Jakimś sportowcem jest czy
coś. Strasznie wysoki, chyba z dwa metry miał, takie kręcone, jasne włosy i
mówił z takim akcentem dziwnym. Z Polski ton nie był na pewno, na Francuza mi
wyglądał…
Zuza nawijała tak dalej, ale Amelka prawie jej nie słuchała.
Zszokowana analizowała to co usłyszała. Próbowała jakoś zidentyfikować tego
mężczyznę, dopasować opis do znanych jej osób. Nic jednak nie pasowało.
W pewnej chwili jej umysł wyłapał jedno wspomnienie. Był to
obraz z meczu, na którym była. Podbiega do Marcina.
Ten przedstawia ja swojemu trenerowi w Reprezentacji.
Stephanowi Antidze.
Wysokiemu mężczyźnie o kręconych, blond włosach.
Francuzowi.
Pasował idealnie.
Jednak czy to….? Czy to było możliwe? Czy to naprawdę był
on.
Zuzka zauważyła, że jej przyjaciółka już nie bardzo
kontaktuje, więc postanowiła dać jej spokój. Pożegnała się serdecznie po czym
oddała Amelkę w ręce Możdżonków.
Późnym wieczorem, tuż przed snem, leżąc już w łóżku, mała
Amelka opowiedziała o wszystkim Hani i Marcin. Także o rozmowie z Zuzą.
– Ja… nie wiem… – gubiła się we własnych myślach. – Pasuje
mi to… pasuje mi do twojego trenera, Marcin, do Stephana Antigi – Popatrzyła na
małżeństwo, zbłąkanym oczami. – Do tego… pamiętasz jak zareagował gdy mnie
zobaczył… był… był w szoku.
– Ktokolwiek by to nie był na pewno nie uzyskał od
dyrektorki żadnych ważnych informacji na twój temat – powiedziała, uspokajająco
Hania, głaszcząc Amelkę po włosach. – Nic ci nie grozi.
Dziewczynka trochę się uspokoiła, postanowiła w końcu
zasnąć. Kiedy para opuściła pokój małej Hania zwróciła się do męża:
– Marcin – wyszeptała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. –
Amelka… ona dzisiaj… ona nazwała nas rodzicami – powiedziała. W jej głosie
słychać było zarówno szczęście jak i niedowierzanie.
Siatkarz przyciągnął do siebie ukochaną i objął ją mocno.
– Marcin, my… – kontynuowała kobieta. – cokolwiek by się nie
stało… my musimy… o nią walczyć… musimy…
– Będziemy skarbie. – Delikatnie pocałował ją w czoło. –
Obiecuję, że będziemy.
Witam was po kolejnym rozdziale Amelki. Powiem szczerze, że
pisało mi się go wyjątkowo przyjemnie, mimo że ostatni fragment miałam
przyjemność pisać podczas wieczornych zajęć obozu literackiego, na których (
razem z obozami) słuchaliśmy wydziczania się na instrumentach obozu rockowego.
Było bardzo głośno.
I bolą mnie uszy.
Serdecznie zapraszam wszystkich czytelników na mojego
drugiego bloga Enigma Uczuć, na którym nie dawno pojawił się rozdział trzeci.
Mam nadzieję, że i tu i tam zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.
Serio, to naprawdę motywuję i daje ogromnego kopa do pisania.
Pozdrawiam
Violin
Całkiem przyjemny ten rozdział, nie ma co. Czytanie o takiej rodzince jest świetne, chociaż znowu siejesz ziarnko niepokoju.
OdpowiedzUsuńA czytając o Gregoru zawsze wybucham śmiechem i zastanawiam się, co tam robi Łomacz. Umysł mój jest nasiąknięty siatkówką – to chyba jedyne rozwiązanie.
Tylko się przyczepię do literówek typu "Amelka wyglądał na bardzo podekscytowaną" albo "Z Polski ton nie był".
Odsyłam pozdrowienia!
Lekkie i przyjemne i strasznie wciągające :) bardzo miło się czyta i czekam na kolejny <3 czekam, czekam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
świetny
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń