– Stephane... –
dziesięcioletnia Haveline wsunęła się do pokoju brata. Ten spojrzał na nią
zmęczonym, ale oderwał się od pracy domowej.
– Co się stało? – zapytał.
– Bo mama... – zaczęła niepewnie Hav – Chyba źle się
czuje... leży na kanapie... i jest bardzo blada... nie odpowiada.
Stephane poderwał się gwałtownie z krzesła i jak rażony
piorunem pobiegł do salonu. Gdy zobaczył swoją mamę leżącą bez życia na sofie,
opadł obok na kolana i przerażony chwycił jej dłoń. Kobieta ledwo oddychała, a
je ciało było zimne jak lód.
– Mamo, odezwij się, proszę – szepnął, dławiąc się łzami. –
Hav! – krzyknął do równie przerażonej siostry. – Biegnij po panią Despar,
szybko! – Dziewczynka odwróciła się na pięcie i wybiegła z mieszkania
najszybciej jak mogła. – Mamo – znów zwrócił się do nieprzytomnej rodzicielki –
proszę, obudź się mamo – wychrypiał – nie zostawiaj nas, proszę...
***
Lubin, 17 kwietnia 2016
Amelka bardzo się zdziwiła, kiedy w środę po lekcjach
zamiast do mieszkania Możdżonków, Hania zabrała ją do do pobliskiego parku.
Dodatkowo kobieta przez cały czas uśmiechała się tajemniczo i nie mówiła za
wiele.
– To niespodzianka – powiedziała, kiedy dziewczynka zapytała
o co chodzi.
Hania poprowadziła ją wąskimi alejkami parku. Amelka szła
obok, bez przerwy rozglądając się wokół i zastanawiając się co takiego
przygotowali jej opiekunowie.
W końcu obie dotarły do niedużego placyku, na którym pełno
było dzieci, jeżdżących na rowerach, rolkach czy hulajnogach.
Jednak nie to zwróciło uwagę siedmiolatki. Na samym środku,
górując nad dziećmi, stał Marcin. Uśmiechał się szeroko, ręką trzymając
niebieski rowerek.
Dziewczynka podeszła do siatkarza na drżących nogach i
niepewnie dotknęła kierownicy pojazdu.
– To dla ciebie – powiedział cicho Marcin, kucając obok.
– Ale... ja nie potrafię... – szepnęła.
– To cię nauczę – powiedział, uśmiechając się. – To wcale
nie jest trudne.
Przez kolejne dwie godziny, Marcin uczył Amelkę jak jeździć.
Na początku dziewczynka była lekko przerażona, ale potem , po kolejnym upadku,
po zdarciu skóry z kolan i dłoni, coraz pewniej wchodziła na rower.
– Bardzo dobrze! Świetnie ci idzie! – krzyczał Marcin, gdy
Amelka sama pokonywała kolejne metry.
– Ja jadę, ja jadę! – śmiała się głośno, a razem z nią
Marcin i Hania.
W pewnym momencie kobieta zauważyła coś dziwnego . Choć jej
mąż uśmiechał się i wyglądał na naprawdę szczęśliwego, to widać było, że coś go
dręczy.
– Co się stało? – zapytała cicho, kiedy Amelka jeździła już
pewnie wśród innych dzieci .
Możdżonek westchnął głęboko.
– Dzwonił do mnie Stephane – powiedział, wodząc wzrokiem za
rozradowaną dziewczynką – chce się z nami jutro zobaczyć. Chodzi o Amelkę.
Hania popatrzyła na niego zszokowana. Nie tego się
spodziewała. Zaraz przypomniała sobie to co mówiła Amelka, gdy wrócili z domu
dziecka – że jej przyjaciółka rozmawiała z kim, kto wypytywał o małą.
I że ten mężczyzna przypominał Antigę.
– Ale dlaczego? – zapytała drżącym głosem.
– Nie wiem – mruknął Marcin. – Nie powiedział o co chodzi. Umówiłem
się z nim, że porozmawiamy jutro po moim treningu.
– A Amelka? – dopytywała Hania. – Bo chyba nie weźmiemy ją
na tę rozmowę.
– Nie. – Siatkarz pokręcił głową. – Na razie dowiedzmy się o
co chodzi. Pogadałem z Grześkiem. Zgodził się jutro wziąć małą na rower na
jakiś czas.
Hania przystała na takie rozwiązanie. Próbowała zachować spokój,
ale było to dla niej bardzo trudne. Cały czas zastanawiała się co takiego może
chcieć Stephane i dlaczego ma to mieć jakiś związek z jej małą córeczką.
Bo właśnie tak zaczęła myśleć o Amelce.
Sam Marcin także był zdenerwowany. Nie miał pojęcia o co
chodzi, ale bał się, że może to znacznie wpłynąć na proces adopcyjny. A tego
bał się najbardziej, bał się, że coś stanie na przeszkodzie by w świetle prawa
naprawdę stali się rodziną.
Ale wieczorem, kiedy kładł małą Amelkę spać, ona powiedziała
coś co sprawiło, że zdecydował, że cokolwiek by się nie działo będzie o nią
walczył.
– Dziękuję, tato – szepnęła Amelka, zasypiając.
Nie odda jej.
Nigdy.
***
Lubin, 18 kwietnia 2016
Stephane nerwowo stukał palcami w blat kawiarnianego
stolika. Kawa, którą zamówił już dawno wystygła, a stojąca za ladą młoda
kelnerka, zaczęła mu się ukradkiem przyglądać. Był przeszło pół godziny przed
umówionym czasem spotkania, ale i tak cały czas spoglądał to na drzwi do
kawiarni to na wiszący na ścianie zegar, którego wskazówki, w mniemaniu Antigi,
poruszały się zdecydowanie zbyt wolno. Jednocześnie co chwilę sprawdzał czy na
pewno wziął wszystkie potrzebne mu zdjęcia i papiery. Nie było tego wiele, ale
potrzebował wszystkiego co tylko miał, by przedstawić całą sytuację jasno i
wyraźnie.
W końcu jednak do środka wszedł tak dobrze mu znany wysoki
mężczyzna, trzymający za rękę drobną kobietę o ciemnych włosach. Na widok pary
Stephane poderwał się gwałtownie, prawie wywracając krzesło.
Hania i Marcin zauważyli go niemal od razu. Wymienili
powitalne uprzejmości i usiedli przy stoliku. Wydawali się tak samo
zdenerwowani jak Stephane, a Marcin co chwilę nerwowo ściskał dłoń żony.
Aniga odetchnął głęboko, próbując uspokoić emocje. Teraz,
kiedy w końcu miał opowiedzieć o swoich podejrzeniach, o tym wszystkim co się
zdarzyło, miał wrażenie, że stracił zdolność logicznego myślenia.
Ale musiał to zrobić. Wiedział to doskonale.
Wyciągnął znalezione niedawno zdjęcie jego i Hav przesunął
je w kierunku Możdżonków.
– Ta dziewczynka to moja młodsza siostra Haveline – zaczął
powoli, nie patrząc na małżeństwo –była agentką Interpolu, przez pewien czas
pracowała nad rozbiciem międzynarodowej mafii. Niestety coś poszło nie tak...
Opowiedział im o wszystkim. O ucieczce na Alaskę, o
narodzinach Amelie, o śmierci siostry i jej męża, a także o zniknięciu ich
małej córeczki. Mówił o tym jak ciężko mu było się z tym pogodzić, jak straszne
piętno odcisnęła na nim ta śmierć, jak bardzo winił się za to co się stało. Głosem
przepełnionym goryczą mówił o śledztwie prowadzonym policje i o tym z jaką
łatwością zostawili sprawę, z jaką łatwością odpuścili poszukiwania jego
ukochanej siostrzenicy. Gdy o tym mówił, zauważył, że przez twarz Hani
przeszedł cień współczucia.
Za to Marcin milczał. Patrzył na trenera chłodnym wzrokiem,
z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę. Stephane bał się spojrzeć mu w oczy, nie
wiedział co w nich zobaczy.
Przeszedł dalej w swojej opowieści. Nikt mu nie przerywał, małżeństwo
pozwoliło mu kontynuować. Zajął się więc meczem, pierwszym spotkaniem z
dziewczynką, szokiem jaki wtedy przeszedł, widząc swoją dawno zmarłą siostrę. Z
każdym kolejnym słowem coraz bardziej się garbił, jego głos był coraz bardziej
chwiejny. O znalezionym zdjęciu, mówił prawie płacząc, ledwo mógł opanować łzy.
Ze złością uderzył pięścią w stół na samo wspomnienie wizyty w domu dziecka i
tego jak został potraktowany przez dyrektorkę.
– Ja... musiałem wam o tym powiedzieć – skończył w końcu,
chowając twarz w dłoniach. Drżał, a jego oddech był niepokojąco przyspieszony. –
Nie mogłem... po prostu nie mogłem już dłużej milczeć... Wiem, że to brzmi
dziwnie, niewiarygodnie, że to może być tylko zbieg okoliczności, ale jeśli
jest choćby cień szansy, że wasza Amelka jest tą, której szukam, to... –
załamał się, nie był wstanie już dłużej mówić.
Hania i Marcin wymienili zszokowane spojrzenia. Nie tego się
spodziewali, nie tego oczekiwali. Historia, którą usłyszeli była tak straszna,
tak niesamowita, że trudno im było w nią uwierzyć.
Ale Marcin doskonale znał Stephana. Wiedział, że ten
konkretny człowiek nie wymyśliłby czegoś takiego, nie byłby w stanie ich
oszukać.
Zresztą po co miałby to robić.
Zerknął niepewnie na wciąż załamanego Antigę. Następnie wyciągnął
z kieszeni bluzy zrobione niedawno zdjęcie Amelki na rowerze i porównał je z
fotografią, przyniesioną przez Stephana.
Dziewczynki na zdjęciach były prawie identyczne.
Odetchnął powoli, odchylając się na krześle. Następnie
popatrzył na Stephana, by zobaczyć jak ten zareaguje. Zdziwił się bardzo kiedy
zobaczył na twarzy mężczyzny ogromny szok.
Milczeli przez chwilę. Stephane w zdumieniu przypatrywał się
fotografiom, drżącymi rękami podnosząc to jedną to drugą. Marcin zaś analizował
to co usłyszał. Musiał zastanowić się jak zareagować co powiedzieć. W głębi
serca bał się, że usłyszy, że jeśli te domysły okażą się prawdą, to Antiga
będzie walczył o małą Amelkę, że jego mała córeczka zostanie mu zabrana.
Bał się, ale wolał wiedzieć niż tkwić w niepewności.
– Co teraz zrobisz? – zapytał w końcu, przerywając ciszę.
Witam was wszystkich pod rozdziałem dziesiątym. Przepraszam, że dodaję go tak późno, ale długo pracowałam nad tym co się w nim znalazło, bo jest on ważny dla całego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się podoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. To naprawdę jest ogromna motywacja.
Nic więcej chyba nie muszę dodawać, zresztą i tak nie wiem co bym jeszcze mogła napisać.
Pozdrawiam
Violin
No czy musiałaś kończyć w takim momencie, no :(
OdpowiedzUsuńJa tu taką zaciekawiona, analizuje każde zdanie, a tu BUM! koniec! A ja chcialam dowiedzieć się cl dalej. No dziś nie było mk to dane, wiec z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Jeśli mam być szczera to obawiam się co zamierza Antiga.
I teraz pewnie, przez połowe nocy będe zastanawiała się co on będzie chciał zrobić.
Z niecierpliwością czekam na wiecej.
http://czasaminaszesercatrochepekaja.blogspot.com/?m=1
świetny
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się i miło czytało.
OdpowiedzUsuńNaukę jazdy na rowerze Amelki opisałaś ta dobrze, że czułam się, jakbym oglądała to wydarzenie na żywo. Najważniejsza była rozmowa Możdżonków z Antigą, która wyszła Ci świetnie. W 100% zgodzę się z Ju Te, że przerwałaś opowiadanie w najbardziej emocjonującym momencie ;) Nie mogę się doczekać kolejnych wydarzeń. Co zrobi Stephane, albo jakie działania podejmą Marcin i Hania? Czy dowiedzą się całej prawdy o małej Amelce? Czy dziewczynka będzie szczęśliwa? Takie pytania stawiam sobie zaraz po przeczytaniu rozdziału. Czekam na kolejne.
Pozdrawiam serdecznie.
Super. Z niecierpliwością czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńJej.. Jest świetny. Czekam na nas :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam
mega, mam nadzieje,że wszystko się ułoży,że Marcin i Hania będą rodzicami do Amelii ale nie ograniczą kontaktów Stefana z małą Amelią. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń