Paryż, 31 marca 1990
Urządzenia już przestały działać,
były już niepotrzebne. Jedyną osobą przebywającą w sterylnej, szpitalnej sali,
był czternastoletni Stephane. Chłopiec siedział na chybotliwym krześle i mocno
ściskał zimną dłoń swojej nieżywej już matki. Pozwolił łzom płynąć, emocjom
wydrzeć się na zewnątrz.
Czuł się źle, okropnie źle. Gdyby
zauważył wcześniej jak źle czuje się mama, to może dałoby się coś zrobić, może
udałoby się ją uratować.
Nie zaopiekował się nią. Nie
dotrzymał obietnicy.
– Przepraszam tato – wyszeptał przez
łzy – zawiodłem cię.
***
Lubin, 18 kwietnia 2016
Milczeli. Stephane oddychał
płytko, zastanawiając się co powiedzieć. Marcin ściskał mocniej dłoń żony i
próbował uspokoić emocje. Jednak bał się, cholernie się bał tego co usłyszy.
– Chcę.. tylko wiedzieć –
powiedział w końcu Stephane, nie patrząc na małżeństwo. – Jeśli okaże się, że
Amelka naprawdę jest moją siostrzenicą to… – jego głos się załam. – Nie będę
walczyć – wyszeptał w końcu, chowając twarz w dłoniach. – Chcę tylko czuć, że
jest bezpieczna, że nic jej nie grozi – mówił. – Ja.. wierzę, że z wami będzie
szczęśliwa. Po prostu… po prostu chcę wiedzieć – skończył.
Marcin nie mógł uwierzyć w to co
słyszy i widzi. Stephane Antiga, człowiek, który zawsze walczył do ostatniej
piłki, do ostatniego gwizdka, który nigdy się nie poddawał, teraz wyglądał na
kompletnie załamanego. Wydawał się być kompletnie zdesperowany, przybity, mówił
tonem przepełnionym błaganiem.
Błaganiem o poznanie prawdy.
To przekonało siatkarza, że
Antiga nie kłamie, że naprawdę zależy mu na tym by dowiedzieć się dowiedzieć
się czy mała Amelka jest córką jego ukochanej siostry.
Możdżonek odchylił się na krześle
i westchnął głęboko.
– Nie wiem co mam powiedzieć –
przyznał się w końcu. – To wszystko jest strasznie dziwne. Musimy to…
przetrawić – powiedział. Hania szybko mu przytaknęła. Ona też nie mogła
uwierzyć w to co właśnie usłyszała.
– Dobrze – Stephane powoli
pokiwał głową. – Ja… macie czas, nie naciskam. Cieszę się, że już wiecie –
Uśmiechnął się smutno. Marcin odpowiedział tym samym.
– Postaramy się poukładać to
sobie jak najszybciej – powiedziała Hania.
Pożegnali się i małżeństwo opuściło
kawiarenkę. Gdy już byli na zewnątrz, Marcin zobaczył przez szybę witryny jak
Stephane pustym wzrokiem, wpatruję się w jakiś punkt przed sobą, z głową opartą
na dłoniach.
To utwierdziło go w przekonaniu,
że mężczyzna naprawdę jest szczery.
Amelkę i Grześka spotkali na
placu niedaleko hali. Obydwoje siedzieli na ławce i zajadali lody, a obok leżał
rower dziewczynki.
I nie tylko rower. Mianowicie na
ławce, między siatkarzem i siedmiolatką leżał sobie malutki, bury kotek.
Zwierzątko lustrowało świat dookoła dużymi zielonymi ślepiami, a Amelka co
pewien czas drapała go za uchem.
– Cześć! – zawołała wesoło na
widok Marcina i Hani.
– Hej – widząc dziewczynkę,
Marcin od razu się uśmiechnął. – Jak wam minął ten czas?
– Było super – odpowiedziała Amelka,
uśmiechając się szeroko. – Jeździłam na rowerze, zjedliśmy lody i poznałam
Alberta – pogłaskała kota. Małżeństwo spojrzało zdziwione na zwierzątko, a
potem na Grześka.
– Na mnie nie patrzcie –
rozgrywający podniósł ręce – ten kot sam się do nas przyczepił, wszędzie łazi
za młodą – wyjaśnił. – Ale sami przyznacie, że jest uroczy.
– No jest – zaśmiała się Hania. –
Ale teraz musimy już iść.
Amelka wzruszyła ramionami i
zeskoczyła z ławki.
– Pa, Albert – pożegnała się z
kotem, drapiąc go za uchem. Następnie pomachała Grześkowi i odeszła razem z
swoimi opiekunami.
Nie zaszli jednak daleko, bo
Marcin stanął gwałtownie, gry poczuł, że coś ociera się o jego nogi.
– Albert! – krzyknęła rozradowana
Amelka, widząc kociaka. Ten usiadł, miauknął i wlepił spojrzała błagalnie
Marcina.
– Czego od nas chcesz, kocie? –
zapytał siatkarz. Kucnął przed zwierzęciem i przyjrzał mu się uważnie. Albert
nie prezentował się najlepiej. Był wychudzony, miał skołtunioną, matową sierść
i nadszarpane ucho. Utykał dziwnie na jedną łapkę. – Nie wyglądasz dobrze –
mruknął Możdżonek.
– Trzeba go komuś pokazać –
stwierdziła Hania, delikatnie biorąc kotka na ręce. – Niedaleko nas jest
weterynarz niech go obejrzy.
– Ale co zrobimy z nim potem? –
Marcin niepewnie patrzył na zwierzątko.
– Możemy przygarnąć –
zaproponowała kobieta, ku zdziwieniu i swojego męża, i Amelki.
– Ale jak to przygarnąć –
Środkowy był co najmniej zszokowany.
– No normalnie – Hania wzruszyła
ramionami – przyznaj, że zawsze myśleliśmy o kocie, tylko jakoś nie było okazji
by takiego przygarnąć.
– No niby masz racje – mruknął Marcin.
Zszokowana Amelka spoglądała to
na małżeństwo, to na Alberta. Gdy usłyszała, że ten może stać się ich kotem
podeszła do niego i spojrzała mu głęboko w ślepia.
– Czy będziesz grzecznym kotem,
Albercie? – zapytała poważnym tonem. – Czy nie będziesz drapał mebli ani nie
będziesz niszczył rzeczy? – Kociak chyba ja rozumiała, bo powoli pokiwał
łepetyną. – Albert twierdzi, że będzie grzeczny – powiedziała, uśmiechając się
szeroko.
Marcin roześmiał się głośno.
– To chyba nie mamy wyjścia –
podrapał kota za uchem – musimy go przygarnąć.
***
Warszawa, 18 kwietnia 2016
Stephane wrócił do domu zmęczony,
ale szczęśliwy. Czuł, że zrzucił z siebie ogromny ciężar, że teraz w końcu może
być dobrze. Przepełniała go nadzieja na pomyślne zakończenie sprawy.
Siedząc w salonie jeszcze raz
oglądał znalezioną fotografię. Pierwszy raz od dawna czuł, że ma szansę nie
zawieść swojej rodziny, naprawić to co kiedyś zepsuł. To dodawało mu siły,
energii by działać dalej.
– Hav… – delikatnie pogładził kciukiem
zdjęcie. Tak wiele by dał by móc z nią porozmawiać, zapytać co ona sądzi o tym
wszystkim. Przez ostatnie lata wiele razy obwiniał się o to co się stało.
Teraz miało być inaczej.
– Nie zawiodę cię, siostrzyczko –
szepnął – obiecuję, że cię nie zawiodę.
***
Lubin, 18 kwietnia 2016
Gregor nadal musiał czekać. Bo
choć i Stephane, i państwo Możdżonkowie, postępowali zgodnie z planem, to
pozostawał kwestia samej Amelki i tego jak zareaguje na tę sytuacje.
Wszedł powoli do obskurnego
pokoju, który wynajmował w czasie akcji. Nie zwracał za bardzo uwagi na
otoczenie, cały czas myśląc o dziewczynka.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero
czyjś drwiący głos.
– Widzę Gregory, że udało ci się uciec
przed Interpolem. Jak widzisz nie tylko tobie.
Gregor w zdumieniu patrzył na
siedzącego przy biurku Gulio de Velkoz, człowieka, który nie tylko był szefem
jednej z największych mafii na świecie, ale także i jego byłym szefem. W słabym
świetle pokojowej lampy, Gregor widział tylko zarys jego postaci, ale bez
problemu rozpoznał drwiący głos Włocha.
– Czego chcesz? – wychrypiał,
cały czas stojąc w drzwiach.
Mafioso roześmiał się i położył
nogi na biurku.
– Niczego – powiedział. – Chcę ci
tylko powiedzieć, że z wiekiem utraciłeś swoje wyjątkowo zdolności. Bez
problemu wytropiłem i ciebie i tę małą Amelkę. A właśnie, czy ty nie miałeś jej
przypadkiem zabić?
Gregor zacisnął pięści, z trudem
powstrzymując się przed rzuceniem się na Gulia.
– Jeśli coś jej zrobisz… – Zrobił
krok w przód.
Gulio prychnął z irytacją.
– Nie zamierzam jej nic zrobić –
powiedział. – Chcę tylko użyć tej dziewczynki jako karty przetargowej. Ja dam
Interpolowi córeczkę ich agentów, oni oddadzą mi moich ludzi. To proste –
zaśmiał się. – I niestety mam dla ciebie złą wiadomość – nic z tym nie zrobisz –
zarechotał po czym wstał gwałtownie, podbiegł do okna i wyskoczył przez nie.
Gregor był przy oknie w ciągu
sekundy, ale Gulia nigdzie już nie było. Jedynie wychudzony kot spacerował po
pogrążonej w ciemności uliczce Lubina.
Odetchnął głęboko po czym chwycił
plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami i wybiegł z pokoju. Jego serce biło jak
oszalałe, a umysł pracował na najwyższych obrotach.
Musiał dotrzeć do Amelki przed de
Velkozem.
W końcu prezentuję wam rozdział
jedenasty. Długo nad nim pracowałam i uważam, że nie jest taki zły. Zbliżamy
się powoli do punktu kulminacyjnego opowiadania, zresztą ja sama od początku
wiedziała, że nie będzie ono bardzo długie.
Teraz inna sprawa. W środę, czyli
10 sierpnia wyjeżdżam i wracam dopiero wieczorem 23. Dlatego mało
prawdopodobne, by do 24 coś się pojawiło. W przeciwieństwie do mojego
poprzedniego wyjazdu, tutaj na pewno będę miała ograniczony dostęp do
Internetu. W najbliższych dniach pojawią się jeszcze rozdziały na moich
pozostałych blogach.
To chyba tyle. Zapraszam do
komentowania i na mój nowy blog Szalona Violin i świat.
Pozdrawiam
Violin
świetny
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny :) szkoda, że zamierzasz niedługo kończyć. Myślę, że z Twoim talentem i taką fabułą, takimi postaciami, kochanym wujkiem Stefanem, nową, cudowną rodziną i niesamowicie bystrą i uroczą dziewczynką można napisać kilka, kilkanaście ciekawych rozdziałów. Nie chcę nic narzucać, ale jestem tu od początku i sądzę, że naprawdę mogłabyś zrobić z tego fajną rzecz. Nawet taką niezobowiązującą, rozdziały w nierównych odstępach itd. Dobrze, kończę to bo już za dużo wymyślam, echh
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam :)
Świetny rozdział! Najbardziej cieszę się z tego, że Stephane nie będzie chciał zabrać Amelki. Już przyzwyczaiłam się do myśli, że dziewczynka jest szczęśliwa z Hanią i Marcinem. Mam też nadzieję, że niedługo wszyscy dowiedzą się prawdy i Stephane będzie mógł żyć w spokoju i szczęściu, wiedząc, że jego siostrzenica jest bezpieczna i ma kochającą rodzinę. Najbardziej boje się tego, co wymyślił szef Gregora. Mam nadzieję, że Amelce nie grozi nic poważnego. Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam