Paryż, 13 marca 1986
Dziesięcioletni
Stephane stał przed grobem swojego ojca i w milczeniu wpatrywał się w szary
nagrobek. Nie płakał. Wiedział, że tata nie chciałby żeby chłopiec był smutny,
żeby płakał.
Kątem
oka dostrzegł mamę, rozmawiającą z jakimś mężczyzną. Kobieta była bardzo blada,
miała podkrążone oczy, a za rękę trzymała niewiele rozumiejącą Haveline.
Widząc
swoją rodzinę w rozsypce, Stephane przełknął głośno ślinę i jeszcze raz
spojrzał na zdjęcie ojca.
–
Zaopiekuję się nimi tato – wyszeptał,
drżącym głosem. – Obiecuj, że się nimi zaopiekuję.
***
Warszawa, 7 kwietnia 2016
Mimo
średnich rezultatów i braku pomocy ze stron domu dziecka, Stephane wrócił do
domu w całkiem niezłym humorze. Przecież mimo wszystko coś wiedział, miał
jakieś szczątkowe informacje na temat Amelki i mógł je wykorzystać, by
dowiedzieć się kim jest dziewczynka.
Opowiedział o tym swojej małżonce,
która, ku jego zdziwieniu, zareagowała mniej entuzjastyczna.
– Chyba o czymś
zapomniałeś – zauważyła, kiedy Antiga skończył opowiadać. Mężczyzna spojrzał na
nią nie rozumiejąc o co chodzi – A Hania i Marcin? Przecież to oni sprawują
teraz opiekę nad Amelką.
–
Dlaczego miało by to mieć znaczenie? – zapytał głupio.
– Chyba nie chcesz
mieć w nich wrogów, robiąc coś za ich plecami – stwierdziła Stephanie –
Stephane – chwyciła męża za ręce i spojrzała mu prosto w oczy – Amelka jest dla
nich ważna – powiedziała powoli. – Musisz im w końcu powiedzieć co się dzieje.
Tylko wtedy będziesz w stanie coś zdziałać.
– A jeśli oni nie będę
chcieli pomóc? – Mężczyzna wyglądał na mocno zagubionego i zdesperowanego. – A
jeśli… jeśli sprawią… że niczego się nie dowiem?
– Musisz określić co
jest dla ciebie najważniejsze, kochanie. Tylko wtedy coś uda ci się zdziałać.
***
Lubin, 12 kwietnia 2016
Przez cały tydzień
Amelka aklimatyzowała się w rodzinie Możdżonków. Rano była odwożona przez
któreś z nich do szkoły, a gdy wracała po lekcjach zawsze mogła liczyć na to,
że ktoś zagra z nią w scrabble albo berki. A nawet w szachy, bo Marcin postawił
sobie za punkt honoru postawił sobie nauczenie dziewczynki grać właśnie w tę
grę.
Jednak w piątek całość
została wystawiona na próbę. Nadszedł czas pierwszej rozprawy. Amelka
specjalnie na tę okazję została zwolniona ze szkoły, Marcin wyszarpał wolne od
jednego treningu, a Hania w ogóle zwolniła się z pracy.
– Denerwuje się – mruknęła Hania, chodząc w
kółko po korytarzu lubińskiego sądu.
– Wszystko będzie dobrze. – Marcin przyciągnął
ja do siebie i objął, uspokajająco. Od dobrych dziesięciu minut czekali na
rozpoczęcie pierwszej rozprawy, która miała rozpatrzyć ich starania o opiekę
nad Amelką. Samą dziewczynkę jakiś czas wcześniej zabrał psycholog, by odbyć z nią ogólną rozmowę.
– Na pewno wzięłam wszystkie papiery? – Kobieta
zaczęła grzebać w swojej torebce po raz setny tego dnia. Jej mąż tylko
przewrócił oczami, chwycił jej dłonie i spojrzał jej w oczy.
– Spokojnie – uśmiechnął się pokrzepiająco – Na
pewno obie poradzimy.
Hania popatrzyła na
niego niepewnie, ale odetchnęła głęboko, starając się uspokoić swoje myśli.
Wiedziała, że jeśli będzie bardzo zdenerwowana, to sąd może to źle odebrać, a
tego dnia wszystko musiało być idealnie.
Drzwi do sali
otworzyły się powoli i pojawiła się w nich starsza kobieta. Zaprosiła
małżeństwo do środka. Rozprawa rozpoczęła się.
Hania i Marcin musieli
odpowiedzieć na wiele pytań, dotyczących na przykład ich pracy czy planów na przyszłość.
Starali się odpowiadać najlepiej jak potrafią, pokazując, że naprawdę zależy om
na Amelce, że naprawdę ją pokochali. Obserwowali uważnie reakcje sędziego i
pozostałych ludzi, by spróbować określić jakie mają szansę.
Oprócz nich postawiono
zapytać także psychologa, który rozmawiał z dziewczynką. Gdy na sale wszedł
niski mężczyzna o dobrotliwej twarzy, Hania mocniej ścisnęła dłoń męża i z
trudem powstrzymała się przed tym by nie zamknąć oczu. Dobrze wiedziała, że oni
mogą mówić jedno, ale to Amelia opowiada o tym jak się czuje.
Ku ich ogromnej radość
psycholog powiedział samo dobre rzeczy. Jak się okazało, dziewczynka z radością
opowiedziała o dniach spędzonych z Możdżonkami, o meczu, o nowym pokoju i grze
w scrabble. Wypowiadała się też wyjątkowo dobrze na temat swoich przyszłych
opiekunów.
– Dokonałem jeszcze jednego odkrycia – dodał na
końcu psycholog – rozmawiałem z Amelią
rok temu, kiedy o adopcje nad nią starała się pewna inna rodzina. Wtedy mówiła
niechętnie, odpowiadała półsłówkami i nie wyglądała na entuzjastycznie
nastawioną do adopcji. Dzisiaj jednak to było zupełnie inna dziewczynka.
Odpowiadała z chęcią i dokładnie, dodatkowo przez cały czas szeroko się
uśmiechała.
Słysząc takie słowa,
pani sędzia pokiwała powoli głową, uśmiechając się nieznacznie. Za to Marcin i
Hania mieli wrażenie, ze zaraz zaczną skakać z radości. Wyglądało na to, że
wszystko idzie po ich myśli, że są coraz bliżej osiągnięcia celu.
Sędzia stwierdziła, ze
cała sprawa będzie kontynuowała, a termin następnej rozprawy ustawiła na za
trzy tygodnie. W tym czasie miały zostać zebrane opinie nauczycieli ze szkoły i
szkolnego psychologa, a Możdżonków miał odwiedzić ktoś kto sprawdzi w jakich
warunkach będzie żyć mała Amelka.
Gdy tylko opuścili salę
od razu spotkali dziewczynkę.
– I jak?! I jak?! – Amelka podbiegła do Hani. Ta
nic nie powiedziała tylko podniosła siedmiolatkę, a Marcin przytulił mocno
obydwie. – Udało się, prawda? – wyszeptała, kładąc głowę na ramieniu Haniu.
– Jesteśmy coraz bliżej, kochanie – powiedziała cicho
kobieta, delikatnie całując dziewczynkę w czoło. – Jesteśmy coraz bliżej.
***
Lubin, 12 kwietnia 2016
Amelka,
przebrana już w pidżamę, siedziała po turecku na swoim łóżku i wpatrywała się w
leżący przed nią srebrny medalik.
– Jeszcze nie śpisz? – Do pokoju wszedł Marcin.
– Myślę – powiedziała cicho, biorąc do ręki
naszyjnik. Mężczyzna westchnął cicho i przysiadł się obok. On i Hania doskonale
wiedzieli, że temat biologicznych rodziców Haveline będzie co pewien czas
powracał, ale na razie jeszcze o tym nie rozmawiali.
– Coś się stało? – zapytał niepewnie.
– Nic – westchnęła Amelka. – Tylko… Nie zrozum
mnie źle… Naprawdę mi się tu podoba… Chcę… Naprawdę chcę być częścią tej
rodziny. – Spojrzała na siatkarza, a w jej oczach widać było strach i
niepewność. – Tylko, że… dzisiaj
uświadomiłam sobie, że nie wiem kim jestem. – Spuściła wzrok. – Każdy w domu
dziecka miał jakieś nazwiska, wiedział kim byli lub kim są jego rodzice. A ja…
A ja nie wiem nic – wyszeptała, patrząc na medalik. – Nie wiem kim byli lub kim
są. Nie wiem po kim jestem blondynką. Nie wiem dlaczego interesuję się takimi,
a nie innymi rzeczami. Nie wiem… nie wiem dlaczego mnie zostawili. – Drżała,
oddychała płytko. Marcin objął jej drobne ciałko, starając się ją uspokoić. –
Nie wiem, kim ja jestem – szepnęła.
– Ja wiem – powiedział tak cicho, że Amelka
prawie go nie usłyszała. – Jesteś moją córeczką. Moją małą, kochaną córeczką.
Uroczo, słodko i w ogóle cukierkowo.
Rozdział ósmy jest troszkę krótszy niż zwykle, ale to dlatego, że zupełnie nie
miałam na niego pomysłu.
Zapraszam na mojego nowego bloga
Without you in my life . Jest to historia Stephana Antigi i Zofii Grace.
Mam nadzieję, że rozdział się
podobał. Proszę, zostawcie po sobie komentarz, to naprawdę ogromnie motywuje.
Pozdrawiam
Violin
Z chęcią skomentuję :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało. Mimo, że rozdział był odrobinę krótszy, świetnie i płynnie się go czytało.
Wiesz co mnie najbardziej łapie za serce w tym opowiadaniu? Oprócz Amelki, którą oczywiście jestem najbardziej zauroczona, podobają mi się wydarzenia z czasów, gdy Stephane był mały. Dodają klimatu całej historii i dają trochę do myślenia ;)
No i nie widzę nic złego w tym, że historia jest słodka i cukierkowa. Jeszcze do niedawna za takimi nie przepadałam, po prostu ich nie lubiłam. A teraz dzięki tobie, dzięki Amelce, Enigmie uczuć mogę powiedzieć całkiem szczerze, że polubiłam takie słodkie historyjki. Polubiłam też opowiadania miłosne. Doszłam do wniosku, że nie liczy się rodzaj powieści, tylko jakość i styl pisania :) A skoro uwielbiam Twój styl pisania, to wszystkie Twoje opowiadanie będą mi się podobały tak samo, niezależnie, czy będzie to opowiadanie detektywistyczne, czy właśnie miłosne, albo cukierkowe. :)
Serdecznie pozdrawiam, życzę siły i weny do tworzenia kolejnych rozdziałów.
Cukierkowo, ale czasem i taki rozdział jest potrzebny :) mało Stefana, ale i tak super. Mam nadzieje, ze dość szybko pojawi się kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam :)
świetny
OdpowiedzUsuńGenialne! Te ostatnie słowa Marcina mega mnie wzruszyły :D
OdpowiedzUsuńświetne czekam
OdpowiedzUsuń