środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 12

Alfred został zawieziony do najbliższego weterynarza i już przebadany, trafił do domy Możdżonków. Po drodze ci musieli zakupić wszystkie potrzebne do opieki nad kotem rzeczy, więc w mieszkaniu byli dopiero wieczorem. Na razie nawet nie wspomnieli o swojej rozmowie z Stephanem, woleli, by Amelka dowiedziała się o wszystkim, kiedy oni sami będą wiedzieli co o tym wszystkim sądzić.

Gdy dziewczynka zasnęła, usiedli w salonie by porozmawiać.

– Co o tym sądzisz? – zapytał Marcin, nalewając do kieliszków trochę wina.

– Sama nie wiem – Hania wzruszyła ramionami – z jednej strony, ta historia jest strasznie nieprawdopodobna, ale z drugiej… dlaczego Stephane miałby nas oszukiwać? Po co miałby wymyślać tę historyjkę?

– Znam Stephana i uważam, że to co mówi jest prawdą – stwierdził siatkarz. – Tylko co z tym robimy? Przecież nie możemy ukryć tego faktu przed Amelką.

Hania westchnęła głęboko.

– Musimy jej o wszystkim powiedzieć – mruknęła. – To może oczywiście tylko głupi zbieg okoliczności, ale ona ma prawo wiedzieć. Tylko, że…

– Tylko, że co? – Marcin spojrzał niepewnie na żonę, zastanawiając się co ta chciała powiedzieć.

– Jeśli okaże się, że Stephane naprawdę jest jej wujkiem to – kobieta przełknęła ślinę – to Amelia… może… może chcieć być z prawdziwą rodziną.

Marcin spojrzał na kobietę, zbolałym wzrokiem po czym objął ja i przytulił.

– To jest możliwe i musimy się z tym liczyć – szepnął. – Ale wdaje mi się, że Amelka nas nie zostawi. My też jesteśmy jej rodziną.

Hania chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie do ich uszu dotarł głośny huk, a potem stłumiony krzyk i ciche miauknięcie. Jak rażeni piorunem, poderwali się z miejsca i pobiegli do pokoju Amelki.

To co tam zobaczyli sprawiło, że ich serca zmroził strach. Sypialnia była zupełnie pusta, jedynie Alfred pomiaukiwał smutno, siedząc na biurku. Łóżko, na którym jeszcze przed chwila spała ich córeczka, teraz było w nieładzie a sama dziewczynka zniknęła. Jedynie koronkowa firanka powiewała w otwartym oknie.

– Amelka! – Przerażony Marcin podbiegł do okna i wyjrzał na pogrążoną w ciemności ulicę.

Nigdzie jednak nie dostrzegł siedmiolatki.

Osunął się na kolana i schował twarz w dłoniach. Hania usiadła na łóżku i po prostu rozpłakała się. Stracili ja, stracili swoja ukochaną córeczkę. Nie wiedzieli jeszcze jak, nie rozumieli co się stało, ale na razie jedyne co do nich docierało to to, że jej nie ma.

A przecież obiecali sobie, że będą o nią walczyć.

Marcin poderwał si gwałtownie i już chciał wybiec z mieszkania, gdy nagle usłyszał szczęk otwieranego zamka w drzwiach. Po chwili do pokoju wpadł wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu i ciemnych okularach. Podbiegł do okna, wyjrzał przez nie, a potem przeklął po włosku i ze złością uderzył pięścią w parapet.

– Spóźniłem się – mruknął.

Marcin podszedł do nie na chwiejnych nogach

– Kim pan jest? – zapytał oszołomiony. – I co pan tu robi?! – podniósł głos co rzadko mu się zdarzało.

– Nazywam się Gregor – odpowiedział spokojnie nieznajomy. – Jestem były mafiosem, a obecnie próbuję ratować waszą córkę.

– Co?! – krzyknęli jednocześnie Hania i Marcin.

– To burkną Gregor. – Porwał ją mój były szef, chce wykorzystać ją jako kartę przetargową w negocjacjach z Interpolem. Mała jest córką ich zmarłych agentów, więc facet myśli, że to zadziało. Idiota nie zdaje sobie sprawy z tego, że Interpol ni wypuści z rąk czegoś nad czym pracował przez ostatnie piętnaście lat. I życie jakiejś siedmiolatki obchodzi ich tyle co zeszłoroczny śnieg.

Małżeństwo wymieniło przerażone spojrzenia. Byli zszokowani tym co słyszeli, nie mogli w to uwierzyć.

– Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? – zapytał powoli Marcin.

– A nie zastanawia was skąd Amelka nagle z Alaski znalazła się w Lubinie? – zapytał Gregor przewracając oczami. Obydwoje pokręcili głowami. – To ja ją przeniosłem! – krzyknął Włoch. – Sumienie mnie tknęło i nie chciałem, by dorwali ją moi koledzy.

– Ale jak to „twoi koledzy”? – zapytała drżącym głosem Hania.

– Normalnie – prychnął mężczyzna. – Pracowałem dla mafii i to ja zabiłem rodziców Amelki – powiedział.

Dokładnie sekundę później jego nos zaliczył bliskie spotkanie z pięścią Marcina. Siatkarz nie mógł się powstrzymać i po prostu uderzył człowieka, przez którego jego mała Amelka była sierotą.

– Ej, spokojnie – Gregor podniósł jedną rękę, drugą masując obolały nos. –Wiem, że jesteś wściekły, ale sprawiedliwość wymierzać będziesz później. Na razie zajmijmy się ratowanie małej.

Marcin speszył się i niechętnie przyznał mu racje.

– Co mamy robić? – zapytał ostro.

– Zadzwoń do Antigi – nakazał Gregor. – Będzie musiał nam pomóc, bo sam tego nie załatwię. A Interpol nawet nie kiwnie palcem i jak się nie pospieszymy to Amelka dostanie kulkę w łeb.

***

Telefon Stephana rozdzwonił się w środku nocy. Zaspany mężczyzna wymacał na szafce obok łóżka komórkę i ze zdziwieniem stwierdził, że dzwoni do niego Marcin.

– Tak? – odebrał połączenie, kątem oka dostrzegając, że obudził Stephanie. – Marcin, wolniej, bo cię nie rozumiem – nakazał po usłyszeniu niezrozumiałej plątaniny słów, zupełnie nie pasującej do środkowego.

Po drugiej stronie Możdżonek odetchnął głęboko i zaczął znów opowiadać, tym razem spokojniej. Z każdym jego kolejnym słowem Stephane robił się bledszy, jego serce biło wolniej, a ręce coraz bardziej drżały. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy, to było zbyt przerażające by mogło być prawdziwe.

– Tak, oczywiście, ze pomogę – powiedział szybko, kiedy Marcin skończył mówić. – Jestem w ciągu godziny – dodał i rozłączył się.

– Co się stało? – zapytała cicho Stephanie, widząc jak jej mąż podrywa się gwałtownie.

– Porwali Amelkę – powiedział drżącym głosem. – Muszę pomóc ją znaleźć.

Kobieta pokiwała powoli głową po czym wstała, podeszła do męża i położyła dłoń na jego torsie.

– Obiecaj mi coś – wyszeptała – obiecaj, że będziesz na siebie uważał – wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie.

– Obiecuję – odpowiedział Stephane. – Nie mogę… nie mogę was zostawić.

***

Amelka była przerażona. Leżała związana w bagażniku jakiegoś samochodu, nie miała pojęcia gdzie jest, a na dodatek było jej przeraźliwie zimno. Próbowała zrozumieć co się stało, ale wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Ten tajemniczy mężczyzna po prostu wszedł do pokoju i ją porwał. Nie była wstanie nic zrobić. On był silnym, dorosłym mężczyzną, ona tylko małą dziewczynką.

Poruszyła niemrawo stopami, próbując je rozruszać i nie dopuścić do tego by zdrętwiały. Na początku jeszcze krzyczała, ale teraz była już na to zbyt zmęczona. Dodatkowo zrozumiała, że jest środek nocy, jada bocznymi drogami i nikt jej nie usłyszy.

Już nawet nie płakała. Wyczerpana do granic możliwości, zastanawiała się tylko jak długo tak wytrzyma.

Nagle samochód stanął, a chwilę później klapa bagażnika otworzyła się z hukiem. Amelka zobaczyła swojego oprawcę, który jak gdyby nigdy nic podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię.

Dopiero teraz dziewczynka mogła zauważyć, że znajdują się obok jakiejś starej fabryki. Mężczyzna zaniósł małą do walącego się budynku.

– Koniec podróży – warknął, brutalnie rzucając dziewczynkę na betonową podłogę. Amelia jęknęła z bólu, gdy upadła i nieszczęśliwie złamała sobie rękę. W oczach siedmiolatki pojawiły się łzy, całe ramię pulsowało okropnym bólem.

– Nie rycz, nic c się nie stało – burknął porywacz. Następnie podszedł do stojącego w kącie laptopa i nacisnął parę klawiszy. – Teraz dowiemy się jak bardzo Interpol ceni sobie dzieci swoich pracowników – uśmiechnął się chytrze.

Amelka przełknęła głośno ślinę. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale w tamtym momencie pragnęła tylko jednego;

By Hania i Marcin, jej rodzice, byli przy niej.


Przedstawiam wam rozdział dwunasty. Coś bym napisała o nim, ale jakoś nie mam pomysłu. Sami oceńcie jak wyszedł.
To tyle.
Pozdrawiam
Violin

4 komentarze:

  1. Ale się dzieje. Ja cię kręcę. Matko wyobrażam sobie jak musi się czuć Amelia i tak strasznie jest mi jej szkoda :( mam nadzieję, że ją znajdą zanim stanie jej się coś złego. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażałam sobie, że porwanie Amelki nastąpi tak szybko. Myślałam, że zanim zostanie uprowadzona, minie chociaż kilka dni, tak aby Gregor zdążył poinformować Marcina i Hanię. A to stało się tak szybko...
    Jestem mile zaskoczona zachowaniem Gregora. Nie myślałam, że tak po prostu przyzna się przed Możdżonkami o tym, co zrobił. Myślałam, że będzie w ukryciu działał, że w ukryciu spróbuje uratować dziewczynkę.
    Mam wielką nadzieję, że Amelka "nie dostanie kulki w łeb", jak określił to Gregor. Dziewczynka musi się teraz czuć naprawdę okropnie - samotna, skrzywdzona. Mam nadzieję, że Marcin i Hania oraz Antiga już niedługo ją odnajdą i nie pozwolą skrzywdzić.
    Rozdział naprawdę fajny i bardzo miło się czytało. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej :) po prostu czekam na następny ;)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń