Paryż, 3 grudnia 1993
Było dobrze po dwudziestej drugiej, kiedy Stephane wrócił do mieszkania stryja. Na paluszkach przeszedł do salonu i z irytacją stwierdził, że wuj znów się upił i teraz spał pijackim snem na kanapie. Życie z nim proste nie było, całą swoją rentę przepijał, tą po ojcu swoich bratanków też i niewiele zostawało dla dzieciaków. Dlatego odkąd Stephane skończył piętnaście lat chwytał się każdej roboty, by tylko ukochanej siostrze móc w miarę normalne życie zapewnić.
Było dobrze po dwudziestej drugiej, kiedy Stephane wrócił do mieszkania stryja. Na paluszkach przeszedł do salonu i z irytacją stwierdził, że wuj znów się upił i teraz spał pijackim snem na kanapie. Życie z nim proste nie było, całą swoją rentę przepijał, tą po ojcu swoich bratanków też i niewiele zostawało dla dzieciaków. Dlatego odkąd Stephane skończył piętnaście lat chwytał się każdej roboty, by tylko ukochanej siostrze móc w miarę normalne życie zapewnić.
Usłyszał ciche chlipanie.
Przeklną pod nosem i szybko przeszedł do pokoju, który dzielił z siostrą.
Czternastoletnia Haveline leżała skulona na łóżku i łkała cicho w poduszkę.
– Co się stało, młoda? – zapytał,
siadając obok. Hav nie odpowiedziała, jej przerażony wzrok powiedział mu
wszystko. – Znów to zrobił prawda – szepnął. Dziewczyna pokiwała głową i
pokazała bratu posiniaczone, podrapane ręce.
– Boję się, Stephane – jęknęła. –
Boję się, ze kiedyś posunie się dalej.
Chłopak spojrzał na nią ze
smutkiem po czym przyciągnął siostrę do siebie i przytulił mocno.
– Jeszcze tylko dwa miesiące,
obiecuję ci to – pocieszył ją. – Jak już w świetle prawa dorosły będę, to
uciekniemy z tego domu i będzie dobrze. W końcu będzie dobrze.
***
Warszawa, 19 kwietnia 106
Gulio rozstawił kamerę i z
satysfakcją uruchomił na laptopie transmisję.
– Witam, szanowny Interpol! –
uśmiechnął się szeroko, kiedy na ekranie pojawił się obraz z sali
konferencyjnej, w której w długim stole siedziała grupa ludzi. Wszyscy na widok
przestępcy poderwali się gwałtownie z krzeseł.
– Ty powinieneś być martwy! – krzyknął
jakiś mężczyzna.
– No powinienem – prychnął Gulio.
– Jak widzicie udało mi się ocalić swoje marne życie – zaśmiał się. – Ale
przecież nie kontaktuje się z wami, żeby opowiadać jak nieudolni jesteście –
uśmiechnął się chytrze. – Chciałbym wam kogoś przedstawić – odsunął się,
pokazując Amelkę. – To jest Amelia. Nie wiem czy ją kojarzycie. Ale za to jej
rodziców, Havelina i Nicolasa, powinniście kojarzyć.
Przez agentów przeszedł szmer
zdumienia i niepokoju. – No właśnie, kojarzyć musicie. A ja interes do was mam.
Oddam wam dziewczynę, a wy oddacie mi ze trzech moich ludzi i święty spokój na
miesiąc zapewnicie.
Dowódca Interpolu, odetchnęła
głęboko. Tego się nie spodziewała, ale doskonale wiedziała co robić w takiej
sytuacji.
– Chyba nie myślisz, że na to
pójdziemy – oparła się na krześle i skrzyżowała ręce na piersi. – Niby dlaczego
mielibyśmy się zgodzić?
– Bo – Gulio wyjął za pazuchy
broń – mała może pożegnać się ze światem. A tego przecież byście nie chcieli.
Kobieta spojrzała na niego z
dezaprobatą po czym roześmiała się kpiąco. Dołączyli do niej jej
współpracownicy.
– Chyba śnisz – prychnęła. – Twój
komputer już jest namierzany, zanim się obejrzysz, a będą u ciebie nasi ludzie.
– Dzieciaka zabiję! – krzyknął ze
złością Gulio, celując w Amelkę.
Szefowa przewróciła oczami po
czym wyłączyła transmisję.
– Jak ona śmie! – wściekł się
mafios. – Jak ona śmie, tak mnie obrażać! – podszedł do Amelki i ze złością
uderzył ją w twarz. Dziewczynka jęknęła bólu po czym skuliła się na podłodze,
próbując ochronić resztę ciała. – O, doigrali się, doigrali... – podniósł
pistolet i wycelował w dziewczynkę. Mała poczuła jak zimny pot olewa jej ciała,
próbowała się oswobodzić, ale nic nie mogła zrobić. Była zupełnie bezradna i
jedynie cud mógł uratować ją przed śmiercią.
I wtedy ten cud się wydarzył. W
momencie, w którym Gulio już miał nacisnąć spust, drzwi do magazynu
zatrzeszczały.
A potem wyleciały z nawiasów.
***
Warszawa, 19 kwietnia 2016– Pod Warszawą mieliśmy kiedyś bazę – mówił Gregor, kiedy razem z bojowo nastawionym Marcinem i roztrzęsiona Hanią, jechali w stronę stolicy. Na tylnym siedzeniu spoczywała myśliwska dubeltówka, którą siatkarz zabrał na wszelki wypadek, mimo że Włoch obiecał dać mu broń. – Interpol jej nie wykrył, bo udało nam się zwinąć zanim nas namierzyli. Miejsce idealne do takiej akcji, założę się, że tam siedzi. – skręcił ostro w jakąś uliczkę. – Zrobimy tak, że ja w chodzę pierwszy i rozmawiać z nim próbują. Marcin i Stephane ubezpieczają tyły, jakby zaczął uciekać, to strzelać, nie wahać się. Tylko celować dobrze, żeby kogoś innego nie ustrzelić.
Małżeństwo przytaknęła
posłusznie. Dojeżdżali chyba na miejsce, bo Gregor zwolnił i zaczął rozglądać się
wokół. Jechali jakimiś wąskimi uliczkami, między starymi zabitymi dechami
budynkami. Otoczenie nie było zbyt przyjazne, ale nikt nie spodziewał się
innego.
Nagle na poboczy pojawiła się jakaś
postać. Gregor zatrzymał się gwałtownie i wypadł z auta, a zanim to samo zrobił
Marcin.
– Oh, to ty – odetchnął z ulgą
siatkarz, widząc Stephana.
– No ja – potwierdził zdezorientowany
Francuz. – A pan jest…? – spojrzał, pytająco na byłego mafioza.
– Gregor Tishenar , znam
człowieka, który porwał Amelkę – wyjaśnił szybko Gregor.
– To o nim ci mówiłem – dodał
Możdżonek.
– Dobrze… – pokiwał głową Antiga.
– Ale zaraz – zmarszczył czoło – skąd ty niby wiesz, kto porwał małą? – zapytał
podejrzliwie.
Marcin spuścił wzrok i zagryzł
wargę z zakłopotaniem. Nie powiedział przecież Stephanowi czym kiedy zajmował
się Gregor i nie wspomniał o tym, że to właśnie on jest winny śmierci Haveline
i jej męża.
– Czy teraz jest to ważne? –
prychnął ze złością Tishenar. – Ne wiem czy pan pamięta, ale pańska
siostrzenica jest przetrzymywana przez psychopatę, który w szale jest jak
najbardziej zdolny ją zabić.
Stephane spojrzał na niego
przerażony i zamrugał szybko, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody.
– A, no tak – opanował się. – To
gdzie to ją trzyma? Pospieszyć się musimy! – krzyknął zniecierpliwiony.
– Za tamtym zakrętem jest stara
fabryka – wyjaśnił Gregor, wskazując na koniec ulicy. – Tam powinna być –
podszedł do bagażnika, otworzył go wyjął z niego trzy pistolety. – My idziemy.
Pani Hania w samochodzie lepiej niech zostanie – kobieta chciała zaprotestować,
ale Gregor szybko ja powstrzymał. – Mimo wszystko my sobie lepiej poradzimy, a
ja bym chciał żeby Amelka miała do kogo wracać.
Kobieta spojrzała na niego z
przestrachem, ale zgodziła się z takim rozwiązaniem. Na pożegnanie pocałowała
jeszcze męża i wymogła na nim przysięgę, że będzie na siebie uważał.
Gregor poprowadził mężczyzn, aż
pod same drzwi fabryki. Na ich szczęście, wszystkie kamery nie działały, a
Gulio nie zdążył założyć swoich. Były mafioso kazał pozostałej dwójce siedzieć
nisko przy murze, a sam ostrożnie zaglądnął do środka przez rozbite okno. Przeklną
w myślach, widząc związaną Amelkę i stojącego przed kamerą Gulia, który mówił
coś z chytrym uśmiechem na twarzy.
– Dobra, ja wchodzę, gadam z nim,
a jak co nie pójdzie, to wy wchodzicie – rozkazał. – Ale jak się nic dziać nie
będzie, to łbów nie wystawiać, bo sam odstrzelam! – pogroził pistoletem. Następnie
wstał i stanął przy głównych drzwiach.
– No dobra – odetchnął głęboko –
Czas spełnić dobry uczynek.
I gdy Gulio zaczął wrzeszczeć i
szamotać się w niekontrolowanej furii, on naparł na drzwi i wyważył je.
Jest i kolejny rozdział. Powiem
szczerze, ze duży problem z nim miałam, bo niby wiedziałam co napisać, ale
jakoś nie mogłam tego w zdania ująć.
W każdym razie mam nadzieję, że
się podobało i zostawicie po sobie komentarz.
Pozdrawiam
Violin
Oczywiście, że się podobało. Z resztą jak zawsze. Mam tylko nadzieję, że nic się nie stanie nikomu i uratują Amelkę. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPodobało się to mało powiedziane. Ten rozdział jest genialny!!! Uważam, że wszystkie Twoje rozdziały Amelki były wspaniałe, ale teraz to już przeszłaś samą siebie. Ten rozdział jest najgenialniejszy, najcudowniejszy, najwspanialszy i po prostu brakuje mi słów, aby go opisać! Naprawdę! Cały czas miałam wrażenie, że wszystkie opisane w tym rozdziale sceny oglądam na żywo. Kiedy czytałam o rozmowie Interpolu z Gulio, okropnie bałam się, że policja nie będzie chciała pójść na ugodę i nie będzie im zależało na Amelce. Potem aż przeszedł mnie dreszcz, a serce waliło jak oszalałe. Bałam się, że Amelka naprawdę zostanie zastrzelona. Tak bardzo ją polubiłam, że bez niej jako bohaterki, czytanie tego opowiadania nie miało by chyba najmniejszego sensu. Kiedy napisałaś o cudzie, poczułam ogromną ulgę i po prostu miałam ochotę skakać z radości.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten cudowny rozdział! Naprawdę ciężko mi ubrać w słowa to co czułam, kiedy go czytałam. Ciężko mi też opisać słowami jak bardzo ta część mi się podobała. Napiszę po prostu po raz kolejny - uwielbiam Twój styl pisania i wszystkie Twoje opowiadania.
Pozdrawiam i czekam na więcej. :)