poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 13

Paryż, 3 grudnia 1993

Było dobrze po dwudziestej drugiej, kiedy Stephane wrócił do mieszkania stryja. Na paluszkach przeszedł do salonu i z irytacją stwierdził, że wuj znów się upił i teraz spał pijackim snem na kanapie. Życie z nim proste nie było, całą swoją rentę przepijał, tą po ojcu swoich bratanków też i niewiele zostawało dla dzieciaków. Dlatego odkąd Stephane skończył piętnaście lat chwytał się każdej roboty, by tylko ukochanej siostrze móc w miarę normalne życie zapewnić.

Usłyszał ciche chlipanie. Przeklną pod nosem i szybko przeszedł do pokoju, który dzielił z siostrą. Czternastoletnia Haveline leżała skulona na łóżku i łkała cicho w poduszkę.

– Co się stało, młoda? – zapytał, siadając obok. Hav nie odpowiedziała, jej przerażony wzrok powiedział mu wszystko. – Znów to zrobił prawda – szepnął. Dziewczyna pokiwała głową i pokazała bratu posiniaczone, podrapane ręce.

– Boję się, Stephane – jęknęła. – Boję się, ze kiedyś posunie się dalej.

Chłopak spojrzał na nią ze smutkiem po czym przyciągnął siostrę do siebie i przytulił mocno.

– Jeszcze tylko dwa miesiące, obiecuję ci to – pocieszył ją. – Jak już w świetle prawa dorosły będę, to uciekniemy z tego domu i będzie dobrze. W końcu będzie dobrze.

***
Warszawa, 19 kwietnia 106
Gulio rozstawił kamerę i z satysfakcją uruchomił na laptopie transmisję.

– Witam, szanowny Interpol! – uśmiechnął się szeroko, kiedy na ekranie pojawił się obraz z sali konferencyjnej, w której w długim stole siedziała grupa ludzi. Wszyscy na widok przestępcy poderwali się gwałtownie z krzeseł.

– Ty powinieneś być martwy! – krzyknął jakiś mężczyzna.

– No powinienem – prychnął Gulio. – Jak widzicie udało mi się ocalić swoje marne życie – zaśmiał się. – Ale przecież nie kontaktuje się z wami, żeby opowiadać jak nieudolni jesteście – uśmiechnął się chytrze. – Chciałbym wam kogoś przedstawić – odsunął się, pokazując Amelkę. – To jest Amelia. Nie wiem czy ją kojarzycie. Ale za to jej rodziców, Havelina i Nicolasa, powinniście kojarzyć.

Przez agentów przeszedł szmer zdumienia i niepokoju. – No właśnie, kojarzyć musicie. A ja interes do was mam. Oddam wam dziewczynę, a wy oddacie mi ze trzech moich ludzi i święty spokój na miesiąc zapewnicie.

Dowódca Interpolu, odetchnęła głęboko. Tego się nie spodziewała, ale doskonale wiedziała co robić w takiej sytuacji.

– Chyba nie myślisz, że na to pójdziemy – oparła się na krześle i skrzyżowała ręce na piersi. – Niby dlaczego mielibyśmy się zgodzić?

– Bo – Gulio wyjął za pazuchy broń – mała może pożegnać się ze światem. A tego przecież byście nie chcieli.

Kobieta spojrzała na niego z dezaprobatą po czym roześmiała się kpiąco. Dołączyli do niej jej współpracownicy.

– Chyba śnisz – prychnęła. – Twój komputer już jest namierzany, zanim się obejrzysz, a będą u ciebie nasi ludzie.

– Dzieciaka zabiję! – krzyknął ze złością Gulio, celując w Amelkę.

Szefowa przewróciła oczami po czym wyłączyła transmisję.

– Jak ona śmie! – wściekł się mafios. – Jak ona śmie, tak mnie obrażać! – podszedł do Amelki i ze złością uderzył ją w twarz. Dziewczynka jęknęła bólu po czym skuliła się na podłodze, próbując ochronić resztę ciała. – O, doigrali się, doigrali... – podniósł pistolet i wycelował w dziewczynkę. Mała poczuła jak zimny pot olewa jej ciała, próbowała się oswobodzić, ale nic nie mogła zrobić. Była zupełnie bezradna i jedynie cud mógł uratować ją przed śmiercią.

I wtedy ten cud się wydarzył. W momencie, w którym Gulio już miał nacisnąć spust, drzwi do magazynu zatrzeszczały.

A potem wyleciały z nawiasów.

***
Warszawa, 19 kwietnia 2016

– Pod Warszawą mieliśmy kiedyś bazę – mówił Gregor, kiedy razem z bojowo nastawionym Marcinem i roztrzęsiona Hanią, jechali w stronę stolicy. Na tylnym siedzeniu spoczywała myśliwska dubeltówka, którą siatkarz zabrał na wszelki wypadek, mimo że Włoch obiecał dać mu broń. – Interpol jej nie wykrył, bo udało nam się zwinąć zanim nas namierzyli. Miejsce idealne do takiej akcji, założę się, że tam siedzi. – skręcił ostro w jakąś uliczkę. – Zrobimy tak, że ja w chodzę pierwszy i rozmawiać z nim próbują. Marcin i Stephane ubezpieczają tyły, jakby zaczął uciekać, to strzelać, nie wahać się. Tylko celować dobrze, żeby kogoś innego nie ustrzelić.

Małżeństwo przytaknęła posłusznie. Dojeżdżali chyba na miejsce, bo Gregor zwolnił i zaczął rozglądać się wokół. Jechali jakimiś wąskimi uliczkami, między starymi zabitymi dechami budynkami. Otoczenie nie było zbyt przyjazne, ale nikt nie spodziewał się innego.

Nagle na poboczy pojawiła się jakaś postać. Gregor zatrzymał się gwałtownie i wypadł z auta, a zanim to samo zrobił Marcin.

– Oh, to ty – odetchnął z ulgą siatkarz, widząc Stephana.

– No ja – potwierdził zdezorientowany Francuz. – A pan jest…? – spojrzał, pytająco na byłego mafioza.

– Gregor Tishenar , znam człowieka, który porwał Amelkę – wyjaśnił szybko Gregor.

– To o nim ci mówiłem – dodał Możdżonek.

– Dobrze… – pokiwał głową Antiga. – Ale zaraz – zmarszczył czoło – skąd ty niby wiesz, kto porwał małą? – zapytał podejrzliwie.

Marcin spuścił wzrok i zagryzł wargę z zakłopotaniem. Nie powiedział przecież Stephanowi czym kiedy zajmował się Gregor i nie wspomniał o tym, że to właśnie on jest winny śmierci Haveline i jej męża.

– Czy teraz jest to ważne? – prychnął ze złością Tishenar. – Ne wiem czy pan pamięta, ale pańska siostrzenica jest przetrzymywana przez psychopatę, który w szale jest jak najbardziej zdolny ją zabić.

Stephane spojrzał na niego przerażony i zamrugał szybko, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody.

– A, no tak – opanował się. – To gdzie to ją trzyma? Pospieszyć się musimy! – krzyknął zniecierpliwiony.

– Za tamtym zakrętem jest stara fabryka – wyjaśnił Gregor, wskazując na koniec ulicy. – Tam powinna być – podszedł do bagażnika, otworzył go wyjął z niego trzy pistolety. – My idziemy. Pani Hania w samochodzie lepiej niech zostanie – kobieta chciała zaprotestować, ale Gregor szybko ja powstrzymał. – Mimo wszystko my sobie lepiej poradzimy, a ja bym chciał żeby Amelka miała do kogo wracać.

Kobieta spojrzała na niego z przestrachem, ale zgodziła się z takim rozwiązaniem. Na pożegnanie pocałowała jeszcze męża i wymogła na nim przysięgę, że będzie na siebie uważał.

Gregor poprowadził mężczyzn, aż pod same drzwi fabryki. Na ich szczęście, wszystkie kamery nie działały, a Gulio nie zdążył założyć swoich. Były mafioso kazał pozostałej dwójce siedzieć nisko przy murze, a sam ostrożnie zaglądnął do środka przez rozbite okno. Przeklną w myślach, widząc związaną Amelkę i stojącego przed kamerą Gulia, który mówił coś z chytrym uśmiechem na twarzy.

– Dobra, ja wchodzę, gadam z nim, a jak co nie pójdzie, to wy wchodzicie – rozkazał. – Ale jak się nic dziać nie będzie, to łbów nie wystawiać, bo sam odstrzelam! – pogroził pistoletem. Następnie wstał i stanął przy głównych drzwiach.

– No dobra – odetchnął głęboko – Czas spełnić dobry uczynek.

I gdy Gulio zaczął wrzeszczeć i szamotać się w niekontrolowanej furii, on naparł na drzwi i wyważył je.




Jest i kolejny rozdział. Powiem szczerze, ze duży problem z nim miałam, bo niby wiedziałam co napisać, ale jakoś nie mogłam tego w zdania ująć.

W każdym razie mam nadzieję, że się podobało i zostawicie po sobie komentarz.

Pozdrawiam

Violin

2 komentarze:

  1. Oczywiście, że się podobało. Z resztą jak zawsze. Mam tylko nadzieję, że nic się nie stanie nikomu i uratują Amelkę. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało się to mało powiedziane. Ten rozdział jest genialny!!! Uważam, że wszystkie Twoje rozdziały Amelki były wspaniałe, ale teraz to już przeszłaś samą siebie. Ten rozdział jest najgenialniejszy, najcudowniejszy, najwspanialszy i po prostu brakuje mi słów, aby go opisać! Naprawdę! Cały czas miałam wrażenie, że wszystkie opisane w tym rozdziale sceny oglądam na żywo. Kiedy czytałam o rozmowie Interpolu z Gulio, okropnie bałam się, że policja nie będzie chciała pójść na ugodę i nie będzie im zależało na Amelce. Potem aż przeszedł mnie dreszcz, a serce waliło jak oszalałe. Bałam się, że Amelka naprawdę zostanie zastrzelona. Tak bardzo ją polubiłam, że bez niej jako bohaterki, czytanie tego opowiadania nie miało by chyba najmniejszego sensu. Kiedy napisałaś o cudzie, poczułam ogromną ulgę i po prostu miałam ochotę skakać z radości.
    Dziękuję Ci za ten cudowny rozdział! Naprawdę ciężko mi ubrać w słowa to co czułam, kiedy go czytałam. Ciężko mi też opisać słowami jak bardzo ta część mi się podobała. Napiszę po prostu po raz kolejny - uwielbiam Twój styl pisania i wszystkie Twoje opowiadania.
    Pozdrawiam i czekam na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń