sobota, 3 września 2016

Rozdział 14

Gregor wpadł do środka budynku i od razu oddał strzał. Kula śmignęła tuż nad uchem Gulio po czym z cichym trzaskiem wbiła się w ścianę za nim. Mężczyzna opuścił swoją broń i uśmiechnął się kpiąco.

– Chyba trochę wyszedłeś z wprawy – powiedział do byłego współpracownika.

– Niekoniecznie – syknął Gregor i znów wystrzelił. Tym razem pocisk trafił dokładnie w ucho przeciwnika. Złoczyńca krzyknął z bólu i odruchowo chwycił się za zakrwawione miejsce.

– Ty… – syknął ze złością, podnosząc pistolet.

Wywiązała się strzelanina. Kule latały po całym pomieszczeniu, a przeciwnicy skutecznie ich unikali. Leząca na podłodze Amelka mogła tylko kulić się za każdym razem, gdy jakiś nabój zaplątał się zbyt blisko niej. Drżała ze strachu, bo nie miała pojęcia kim jest Gregor, ani co dokładnie robi. Sam mężczyzna starał się odciągnąć byłego szefa jak najdalej od dziewczynki, jednak ten skutecznie trzymał się blisko niej.

– O co ci tak naprawdę chodzi? – zapytał Gregor, nie przerywając walki.

– O co mi chodzi? – prychnął Gulio. – Na początku chciałem odzyskać choć trochę tego co straciłem, spróbować na nowo zbudować potęgę – wyjaśniał między kolejnymi strzałami – ale teraz, kiedy Interpol potraktował mnie jak idiotę, chcę się zemścić i dokończyć to, co tobie się nie udało. Zresztą zawsze mnie to zastanawiało – ty, człowiek, który z zimną krwią wymordował tylu ludzi, bez chwili wahania zabił dwoje agentów Interpolu. Ale oszczędził ich małą córeczkę – wskazał na Amelkę. – Dlaczego?

– Bo jeszcze mam serce – warknął Gregor po czym znów nacisnął spust.

***

Stephane i Marcin, siedzieli na zewnątrz budynku i przez niewielką dziurę w ścianie obserwowali co się dzieje. Antiga aż rwał się do tego by pomóc Gregorowi i Amelce, ale Możdżonek studził jego zapał. Doskonale wiedział, że gdyby wkroczyli w tym momencie, zrobiliby tylko niepotrzebne zamieszanie i utrudnili uwolnienie dziewczynki.

A przy okazji mogliby zginąć.

Stephane nerwowo stukał palcami w ziemię i przysłuchiwał się rozmowie jaką prowadzili Gulio i Gregor. Dzięki temu, że kiedyś spędził rok we Włoszech, teraz rozumiał co mówią. Gdy usłyszał jak de Velkoz wspomina o rodzicach Amelki, poczuł się tak, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody.

Gregor zabił Haveline, jego małą Hav, ukochaną siostrzyczkę.

A on mu ufał…

Poderwał się gwałtownie z ziemi i nie zważając na protesty Marcina wbiegł do budynku.

– Ty! – krzyknął, celując w Gregora z swojego pistoletu. – Ty… zabiłeś ją! Zabiłeś Haveline! – głos mu drżał, a oddech miał urywany. – A ja ci ufałem!

Były mafioso kątem oka zauważył, że Gulio uśmiecha się kpiąco, opuścił broń.

– Tak, to ja zabiłem twoją siostrę i jej męża – przyznał się powoli. – Ale teraz chciałbym choć trochę odkupić swoje winy i uratować ich córkę – dodał.

– Tych win nie da się odkupić! – Zerknął na zapłakaną, przerażoną Amelkę, a jego serce rozpadło się na milion kawałków. Mocniej

– Spokojnie, panie Antiga, z chęcią pana wyręczę – zaśmiał się Gulio, z powrotem podnosząc pistolet.

– Ty się nie odzywaj! – Stephane wycelował w niego lufę swojej broni. – Zabił ich na twoje zlecenie!

– Dramatyzujesz – Włoch przewrócił oczami. – Jak chcesz możesz do nich dołączyć – warknął i już miał nacisnąć spust, by pozbyć się trenera, kiedy jakby znikąd pojawił się Marcin i przyłożył złoczyńcy w głowę metalowym prętem. Oczy Gulia uciekły do tyłu, a on sam z głośnym hukiem upadł na posadzkę.

– Jednego przynajmniej mamy z głowy – mruknął Możdżonek. Rzucił pręt na ziemię i wciągu ułamka sekundy był obok Amelki. Rozwiązał ją najszybciej jak potrafił, starając się jednocześnie nie uszkodzić jej złamanej ręki.

– Tato! – Dziewczynka rzuciła się siatkarzowi na szyję, a ten przytulił ją mocno.

– Już wszystko dobrze, skarbie, jesteś bezpieczna – szeptał, uspokajająco gładząc małą po włosach.

Stephane przyglądał się tej scenie, a dziwny spokój spływał na jego ciało. Zapomniał o Gregorym, ogromna radość ze znalezienia siostrzenicy całkowicie pochłonęła wszelkie myśli.

Amelia puściła w końcu Marcina po czym spojrzała niepewnie na pozostałych mężczyzn.

– Kim jesteście? – zapytała cicho. – Znaczy się, wiem kim pan jest – uśmiechnęła się do Antigi. – Ale nie wiem co pan tu robi? I dlaczego?

– To długa historia – odpowiedział szybko Stephane.

– Ale my mamy czas – wtrącił się Gregor. – Interpol będzie tu wciągu półgodziny, oddam się w jego ręce, ale wcześniej wyjaśnię, co mam do wyjaśnienia – powiedział.

Wszyscy zgodzili się z taką opcją, choć Antiga niechętnie opuścił swoją broń.

Gregor wziął głęboki oddech po czym powoli i spokojnie opowiedział całą historię, zaczynając od swojej pracy dla mafii, przez zabójstwo rodziców Amelii i oszczędzeniu jej samej, na odnalezieniu jej w Lubinie kończąc. Marcin znał większość historii, więc nie zrobiła ona na nim już takiego wrażenia, ale dziewczynka i Stephane słyszeli ją po raz pierwszy.

– Jesteś moim wujkiem? – wyszeptała Amelka, zszokowana parząc na Francuza.

– Jak widać tak – odpowiedział, nie do końca wiedząc co powiedzieć.

– Ale pozwolisz mi zostać z Hanią i Marcinem? – spojrzała na niego spode łba.

– Oczywiście – Stephane kiwnął głową i uśmiechnął się serdecznie.

Siedmiolatka zagryzła wargę, wahając się jeszcze, ale w końcu podeszła do niego i uścisnęła mocno.

– Dziękuję – szepnęła.

Antiga nie wiedział co powiedzieć, w jego oczach pojawiły się łzy szczęścia i wzruszenia. Miał wrażenie, że ma przed sobą swoją małą Haveline, całą, bezpieczną, szczęśliwą.

I to był jeden z najpiękniejszych widoków w jego życiu.

Kątem oka zauważył, że Marcin odetchnął z ulgą. Nie dziwił mu się, w końcu siatkarz był bardzo przywiązany do dziewczynki i bał się, że ta będzie chciała zostać z swoim wujkiem. Na szczęście tak się nie stało.

W tym momencie drzwi znów się otworzył, a do środka wpadła grupa uzbrojonych ludzi, w kamizelkach kuloodpornych i z karabinami w rękach. Momentalnie dopadli Gregora i zakuli go w kajdanki, a potem to samo zrobili z Gulio. Chcieli podobnie postąpić w przypadku Stephana i Marcina, ale widząc małą Amelkę, szybko dowiedzieli się z kim mają do czynienia i zaniechali próby aresztowania. Jedynie przeprowadzili krótkie przesłuchanie i nakazali pozostanie w kraju, by mogli potem ewentualnie wspomóc się w śledztwie.

Budynek opuszczali w towarzystwie dwóch agentów Interpolu i ryku silnika helikoptera. Na zakręcie czekała na nich Hania.

– Marcin! – podbiegła do męża i pocałowała go mocno. Po jej policzkach spływały łzy szczęścia i ulgi, na zmianę tuliła o ukochanego, to małą Amelkę.

– Mamo… – dziewczynka wpadła w bezpieczne ramiona opiekunki, która, słysząc jak została nazwana, rozpłakała się jeszcze bardziej.

– Już wszystko dobrze – powiedział Marcin, obejmując obydwie. – Teraz będzie już tylko lepiej.


Przedstawiam wam czternasty rozdział tego opowiadania. Nie jestem jeszcze do końca pewna czy czeka was jeszcze tylko epilog, czy też pojawi się jeszcze jedna część, wszystko zależy jak będzie z moją weną.

Z tego rozdziału jestem całkiem zadowolona, szczególnie z niektórych momentów. Mam nadzieję, ze wam też przypadła do gust i napiszecie coś na jej temat.

Pozdrawiam

Violin

4 komentarze:

  1. Super *.* akcja była świetna! Tak więc życzę dużo weny, gdyż liczę, że jednak nie skończy się tak szybko :) uwielbiam kiedy piszesz o Stefanie. Mam nadzieję, że powstaną kolejne opowiadania o nim <3 na pewno będę tam stałym gościem :))
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. :) Bardzo fajnie napisany, każda część bardzo mi się podobała. Nic dodać, nic ująć.
    Cieszę się, że Amelka teraz będzie mogła żyć w kochającej rodzinie i będzie mogła być radosna. Miałam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i tak się stało. :)
    Czekam na przedostatni rozdział, albo na epilog.
    Mimo, że trochę mi smutno, bo kończy się takie wspaniałe opowiadanie, jestem niezmiernie szczęśliwa, że mogłam je przeczytać. Jestem bogatsza o te 14 rozdziałów i o nowe doświadczenia.
    To opowiadanie na bardzo długo pozostanie w mojej pamięci i w moich sercu. Obiecuję <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń